sobota, 24 stycznia 2015

Rozdział 3.


                Faceci, jak to faceci. Od razu zawiesili wzrok na szczupłej blondynce i uśmiechnęli się szerzej.
- A to druga pani fizjoterapeutka, Sarah Kutz. Obie, wraz z Anną, będą rywalizować o miejscu w sztabie i to ja wybiorę odpowiednią kobietę na to stanowisko.
                Anna spojrzała na chłopaków. Oprócz zaobrączkowanego Wanka i Severina, oraz z jakiś powodów Marinusa, wszyscy taksowali wzrokiem tlenioną. Westchnęła tylko uśmiechając się pod nosem. Werner to podłapał i jego twarz również przeciął uśmieszek rozbawienia się na widok skoczków. Jej uwagę przykuł Andreas. Był lekko zmieszany faktem, że przeleciał panią fizjoterapeutkę w pociągu. O romansie w kadrze nie było mowy. Sam przypadek Thomasa Morgensterna u Austriaków pokazał, że to zły pomysł i zostało to zabronione w pozostałych ekipach.
- Panie pojawią się na naszym zgrupowaniu w Egipcie za dwa tygodnie. Na razie to tyle, ćwiczcie, a ja zaraz wracam.
                Anna ruszyła za trenerem, nie zważając na fakt, że Sarah zaczęła się integrować z resztą.
- Modliszka, zawróci im w głowach – usłyszała jęki Schustera.
- Wiesz dobrze, że to taki typ kobiety, na którą wszyscy lecą…
- Niestety… Mogę Cię o coś poprosić?
- Słucham…
- Obiecaj mi, że spróbujesz ją pokonać, jeśli chodzi o jakość pracy i podejście do chłopaków. Tylko wtedy się jej pozbędziemy. Mam związane ręce. Jeśli bym jej nie przyjął, wyrzuciliby mnie na zbity pysk.
- Rozumiem, nie martw się. Zrobię co mogę. Ale ja też ma prośbę…
- Tak?
- Obiecaj, że nikomu nie powiesz o tym, że mam córkę.
- Obiecuję. A powiesz mi jeszcze jak mała ma na imię?
- Grace – uśmiechnęła się delikatnie.
- To wiemy co robić. Do dzieła. Za dwa tygodnie widzimy się na lotnisku w Monachium. Weź dużo letnich rzeczy. W Egipcie jest super ciepło – pożegnał się z nią uciskiem dłoni.
                Szła w kierunku stacji i zauważyła, że miała jeszcze kilka minut do pociągu. Wyrobiła się idealnie. Usiadła na peronie i dopiero teraz do niej dotarło, co się dzieje. Wiedziała, że będzie ciężko, ale musiała to zrobić. Widząc zarobki netto na umowie, którą podpisała, nie czuła niepokoju. Wręcz ogarnął ją spokój, bo jeśli wytrwa do końca sezonu, to zarobi na spokojne życie na najbliższy rok.
           
    
***


- Jestem! – krzyknęła w progu, mając pewność, że mała jeszcze nie śpi.
- I jak poszło?
- Mam tę pracę – uśmiechnęła się delikatnie. Lisa uściskała mocno córkę.
- Wiedziałam, że Ci się uda kochanie.
- Co prawda muszę rywalizować o miejsce z tlenioną gówniarą, która okazała się córką jakiegoś ważnego faceta, ale spróbuję.
- Moja córka wróciła – usłyszała szept przy uchu.
- Jak Grace?
- Spokojna. Ale trzymała za Ciebie kciuki przez cały dzień. Dobrze, że Ci się udało.
- Ale wiesz z czym to się wiąże?
- Wiem. Porozmawiamy z małą i zrozumie. To mądre dziecko.


***


                Wyjazd nadszedł szybciej niż przypuszczała. Dwa tygodnie od rozmowy kwalifikacyjnej, stała na lotnisku w Monachium oczekując ze skoczkami na odprawę. Od razu złapała dobry kontakt z Severinem i Wankim. Żartowali praktycznie cały czas i nie mogli się nadziwić, jak wiele ich łączy. Byli starsi od niej, ale w żadnym przypadku nie czuła się na swoje 23 lata. Bardziej na 26.
                W samolocie dostała miejsce obok Marinusa. Chłopak przyglądał się jej uważnie od pierwszego dnia, gdy się poznali.
- Mam coś na twarzy? – spytała z uśmiechem, chcąc przełamać niezręczną ciszę.
- Nie, skądże! Po prostu… - urwał. Podrapał się nerwowo po głowie jakby szukając słów. – Zadziwiasz mnie. Jesteś tak inna od tej blondyny…
- To chyba komplement – odparła po dłuższej chwili z uśmiechem.
- Tak, zdecydowanie!
- Dziękuję. Uwierz mi, że gdybym mogła wytargałabym jej te tlenione kudły z tego pustego łba, ale muszę zachowywać pozory.
- Nie rozumiem, co oni w niej widzą – skierował wzrok na lewo. Anna spojrzała w tamtym kierunku i zobaczyła Wellingera, Freitaga i Quecka zalecających się do dziewczyny. Pokręcili z dezaprobatą głową.
- Czemu Karl siedzi sam? – dostrzegła chłopaka kilka siedzeń z przodu od zafascynowanych.
- Karląto, pozwól do nas – Marinus krzyknął na całe gardło. – Chyba, że wolisz słuchać dziecinnych zalotów do młodszej pani fizjoterapeutki… - spojrzał kpiąco na czwórkę zainteresowanych. Werner zaśmiał się pod nosem, tak samo jak Wanki i Sev.
- To będzie spoko wyjazd… – Anna oparła się o fotel i uśmiechnęła do siebie.


***


                Karl dosiadł się do nich i do końca lotu przegadali szereg tematów. Anna poczuła nagłą ochotę porozmawiania z córką, więc gdy znalazła się w swoim pokoju hotelowym, pierwsze co, to zatelefonowała do domu. Na nic zdawały się zapewnienia Lisy, że wszystko w porządku. Tęskniła za swoim małym skarbem i nic nie mogła na to poradzić.
                Chwilę potem usłyszała ciche pukanie do drzwi. Otwarła je i zobaczyła Marinusa w kąpielówkach.
- Chodź na basen. Mamy wolny dzień i aż żal nie skorzystać.
- Daj mi 10 minut. Zmyję makijaż i przebiorę się.


***


- Wyglądasz tak samo pięknie jak przedtem. O jakim makijażu Ty dziewczyno mówisz? – po raz pierwszy się zaczerwieniła.
- Daj spokój! Wyglądam jakbym dopiero wstała, ale fakt. Nie nakładam dużo badziajstwa na twarz, w przeciwieństwie do naszej wydmuszki – rozłożyli się na wolnych leżakach. Za chwilę pojawiła się reszta.
- Gołąbeczki, gruchacie jak starzy znajomi. A Werner zabronił romansów w kadrze… - uszczypliwy ton głosu Wellingera dotarł do ich uszu.
- Uważaj lepiej na swoje gacie Wellinger. Oby twoje zachcianki seksualne nie doprowadziły do niechcianej ciąży. Z twoją dojrzałością na poziomie gimbazy może być różnie potem… - odparła beznamiętnie, czym wywołała gromki wybuch śmiechu i owacji. Andreas zaczerwienił się i bez słowa odszedł.
- Czuję, że będzie wesoło – Sev nie mógł opanować śmiechu.

                W oddali usłyszeli pisk i stukot obcasów. Skierowali wzrok w jedno miejsce i dostrzegli swoją zmorę – Sarę, w pełnym makijażu, skąpym bikini i szpilkach.

niedziela, 18 stycznia 2015

Rozdział 2.

 
                W sobotę Lisa i mała odprowadziły Annę na pociąg. Miała dziwne przeczucia. Nie sądziła, że dostanie tą pracę, bo takich jak ona jest kilka, albo nawet kilkanaście. Z resztą po igrzyskach w Soczi coraz więcej osób interesowało się kadrą i niemieccy skoczkowie urośli do rangi gwiazd sportu.
                Usiadła przy oknie, które delikatnie uchyliła. Lubiła zapach świeżego górskiego powietrza. Od kiedy zamieszkała w górach czuła się bardziej wyzwolona, szczęśliwsza. Kochała to co robiła.
- Można? – męski głos dotarł do jej uszu, wyrywając ją z zamyślenia. Spojrzała na mężczyznę i zobaczyła wysokiego, dobrze zbudowanego, aczkolwiek młodszego blondyna, o znajomej twarzy. Kiwnęła twierdząco głową, nie zwracając na jego zaciekawiony wzrok. – Jestem Andi – przedstawił się.
- Anna – odparła, nawet na niego nie patrząc.
- Szukasz towarzystwa? – uniosła brew.
- Dziękuję, nie.
- Może jednak? Umiem się zająć kobietą jak należy… - musnął palcem jej dłoń. Wyrwała się i spojrzała na niego wściekła.
- Gówniarzu, spieprzaj stąd! – podwyższyła ton głosu. – Jak chcesz wyrwać jakąś dupę, to źle trafiłeś. Nie jestem zainteresowana!
- Nie będę się narzucał – prychnął obrażony, wstał i usiadł kawałek dalej.
                Nienawidziła tego typu mężczyzn. Od razu przypominał jej się Jakob. Wszystko było dobrze, dopóki nie wpadli. Poderwał ją w podobny sposób, a ona była młoda i głupia. Dała się nabrać na to, że mu zależy. Nigdy nie zależało. Nie chciał problemów, chciał seksu. Niezobowiązującej zabawy. A wraz z poczęciem Grace, zaczęły się kłopoty. Był bogatym rozpieszczonym gówniarzem, którego rodzice nie mieli pojęcia o jego wyskokach. Myśleli o swoim jedynaku jak o świętej krowie, o której nikt nie mógł powiedzieć złego zdania.
                Obiecała sobie, że nigdy nie pozwoli żadnemu facetowi tak się zbliżyć. Już na pewno nie facetom typu tego typka.
                Chwilę później do przedziału weszła ładna, długonoga blondynka. Usiadła siedzenie przed nią. Po chwili myśliwy pojawił się obok ofiary. Jego sztuczki zdawały się nie dziwić jej zbytnio. Chętnie mu ulegała, kontynuując jego szczeniacką grę. Po chwili oboje wstali i udali się w stronę toalety. Pokręciła z dezaprobatą głową.
- Dzieci… - westchnęła.

 
***

 
                Na miejscu była około 13. Wysiadła z pociągu i udała się prosto do siedziby związku. Było to kilka ulic, więc postanowiła się przejść. Dla zdrowia.
                W środku siedziało kilkanaście kobiet, zapewne ubiegające się o jej posadę. Usiadła na końcu i cierpliwie oczekiwała na swoją kolej. Kilka minut później w korytarzu zjawiło się dwóch mężczyzn i owa blondynka z pociągu. Od kiedy zniknęła z gówniarzem, nie wróciła na swoje miejsce. Najwyraźniej dobrze się bawili przez resztę podróży.
- Proszę się dobrać w grupki 4-5 osobowe. Musimy przyjrzeć się waszym umiejętnością, będziemy prosić po kolei.
 

***


                Poszło jej nieźle. Czuła, że wykonała kawał dobrej roboty, a facet którego masowała, wydawał się naprawdę zadowolony z zabiegu. Czekała na korytarzu w dłuższej niż na początku kolejce. Chwilę potem zjawił się tamten facet.
- Pani Anna Fletcher? – usłyszała swoje nazwisko. Podniosła dłoń i czekała na odpowiedź.
- Zapraszam – wskazał jej ręką drzwi. – Paniom, niestety, muszę podziękować. Powodzenia – dodał. Szatynka zdziwiła się, że tylko ją wybrali. Weszła do środka i zobaczyła obrażoną blondynkę machająca przewieszonymi przez opieradło nogami, trenera Niemców, Wernera i dwóch mężczyzn, których widziała z blondynką.
- Byliśmy zgodni co do tego, że okazała się pani najlepszą z kandydatek. Jednak zarząd zdecydował, że będzie pani walczyła o miejsce z panną Sarą Kutz – spojrzała na blondynkę. Nie sądziła, by ta naprawdę była taka dobra. Spojrzała na identyfikator jednego z facetów i zobaczyła nazwisko Kutz. Zrozumiała o co chodziło.
- Rozumiem. Jak długo?
- To zależy od trenera. Werner musi was przetestować, ale wiem, że sobie poradzicie. Cóż – wstał razem z resztą i podał Annie rękę – witamy na pokładzie.
 

***
 

- Skąd pani jest? – spytał Werner. Uparł się, że przestawi jej kadrę jeszcze dzisiaj, skoro trenują na miejscu.
- Pochodzę z Rosenheim, ale mieszkam w Mittenwald.
- Sama? – spytał. Widząc jej zaskoczony wzrok, dodał: - Proszę mi wybaczyć, ale jestem z natury ciekawski.
- Nie. Z mamą i z… - nie wiedziała czy powinna, ale czuła, że musi znać prawdę. - … z córką.
- Córką – powtórzył, jakby trawiąc jej rewelację.
- Tak. Sama z córką i mamą…
- A ojciec dziecka?
- Uznał, że to nie jego sprawa…
- Ile lat ma mała?
- 5.
- Pewnie przeżywa, co? Wiem jak to jest. Sam muszę zostawiać dzieci pod opieką żony. Serce się kraje, ale taka praca – uśmiechnął się serdecznie, czym kompletnie ją zaskoczył.
- Nie ma pan pretensji, że nie wspomniałam o tym od razu?
- Nie. Przecież wiesz ile Cię to będzie kosztować. Przepraszam, panią…
- Nie szkodzi. Proszę mi mówić po imieniu.
- Werner – podał jej dłoń.
- Anna.
- Tak lepiej. Nie znoszę oficjalnego tonu. Nawet najmłodszym skoczkom w kadrze każę mówić do siebie po imieniu. Wiesz… - zaczął. – Najchętniej pozbyłbym się tej blondyny, ale Kutz uparł się, że córeczka musi tu pracować. Na szczęście udało mi się przeforsować Ciebie i ten cały konkurs. Nie pozwolę jej dobrać się do chłopaków – odpowiedział jej. Chyba jej ufał.
                Wprowadził ją na dużą halę, na której kilku chłopa odbijało piłkę do siatki. Stanęła obok i czekała aż ich zawoła. Po chwili pojawili się wszyscy. Wtedy ją zatkało. Ten sam gówniarz z pociągu, stał i gapił się na nią zdziwiony. Mogła dać mu popalić teraz. Odbić sobie za Jakoba.
- Poznajcie naszą nową panią fizjoterapeutę – uśmiechnął się szeroko. – Anna Fletcher. A to od lewej: Richard Freitag, Severin Freund, Andreas Wank, Karl Geiger, Marinus Kraus, Danny Queck, Andreas Wellinger – ten ostatni skrzywił się nieco. Większość pomachała jej ochoczo. Jakby ciekawa młodej panny Fletcher.
- Coś mnie ominęło? – po chwili w hali rozległ się stukot obcasów i obok nich pojawiła się zdyszana Sarah. 


poniedziałek, 12 stycznia 2015

Rozdział 1

                Punkt 7 zjawiła się w przychodni. Od rana panowała tam dziwna atmosfera. Zamknięcie wisiało w powietrzu. Anna starała się wyciszyć. I tak ją to czekało. Udała się do gabinetu zabiegowego i przywitała z Cornelią.
- Boję się – usłyszała stłumiony szept blondynki.
- Ja też, ale nic nie poradzimy…
- Masz już coś nowego na oku?
- Nie i jak szybko czegoś nie zjadę to będzie kiepsko…
- A jak mała?
- Dobrze, mama ma ją odprowadzić do przedszkola za momencik – spojrzała na zegarek, który wskazywał 7.15.
- Przydałby Ci się facet…
- Cornelia, zastanów się co ty mówisz… Jaki facet? Jestem młodą samotną matką z dzieckiem, kto normalny się na to będzie pisał… - dla niej nie było tematu. Nie potrzebowała mężczyzny u boku. Sama jakoś sobie radziła.
- Ale Grace potrzebuje ojca, jakiegokolwiek faceta w domu. Nie mówię, że źle ją wychowujesz, bo jesteś najlepszą matką jaką znam, ale mała powinna mieć tatę.
- Skończmy ten temat. Za kilka minut przyjdą pacjenci – odparła sucho i zajęła się przygotowaniem stołu do masarzu.

***

                Po 16 wróciła do domu. Usłyszała odgłosy z salonu i zdjąwszy kurtkę, udała się w tamto miejsce.
- Jak się ma mój skarb? – podeszła do córki i mocno ją przytuliła.
- Lazem z babcią lobiłyśmy kolorowankę. Ładna? – pokazała jej kartkę. Na rysunku widniały 3 postacie: Grace, Anna i blond mężczyzna.
- A ten pan? – zdziwiła się.
- Mój przyszły tatuś – uśmiechnęła się szeroko i mocno wtuliła w matkę. Anna zrozumiała, że przedszkole nieświadomie wymusza na niej wytłumaczenie małej, dlaczego jej tatuś nie mieszka z nimi.
- Jadłyście już? – zmieniła temat.
- Czekałyśmy na Ciebie. Ale chodźmy, mała już od godziny woła o jedzenie – odparła Lisa.
              Wieczorem usiadła przed komputerem i zaczęła szperać w ogłoszeniach. Większość niestety wymagała długich godzin pracy, a nadgodziny były chlebem powszednim. Potrzebowała pieniędzy, ale nie mogła pozwolić sobie, żeby w ogóle nie widywać Grace. Odrzucała kolejne oferty i na sam koniec zostawiła 3: posada w szpitalu w Ruhpolding, oraz  2 w małych przychodniach nad jeziorem Chiemsee. Westchnęła ciężko. Zbyt daleko, ale nic nie mogła poradzić.
                Już miała odchodzić od komputera i kłaść się spać, gdy na jej maila przyszła wiadomość z serwisu z kolejnym ogłoszeniem. Otwarła je i przeczytała dokładnie. „Fizjoterapeuta kadry narodowej niemieckich skoczków narciarskich”. Prychnęła głośno. Wyjazdy na całe weekendy totalnie odpadały. I tak w swoim wybrzydzaniu, postanowiła rano zadzwonić do szpitala w Ruhpolding.

***

                W czasie przerwy na kawę, postanowiła zadzwonić w sprawie pracy. Po kilku sygnałach, usłyszała dosyć miły kobiecy głos.
- W czym mogę pomóc?
- Ja w sprawie ogłoszenia dla fizjoterapeutów.
- Bardzo mi przykro, ale kilka minut temu ubiegła panią inna kobieta – Annie zrobiło się słabo. Nie chciała wyjeżdżać aż nad jezioro. Kilka sekund później podziękowała i rozłączyła się. Po chwili wybrała kolejny numer i znowu usłyszała to samo.
- Uwzięli się czy co? – nie mogła uwierzyć w swojego pecha.
                Spróbowała zadzwonić do trzeciej kliniki, jednak odpowiedź była podobna. Chcieli ją zaprosić na rozmowę, ale w sprawie posady w recepcji. Anna stwierdziła, że recepcjonistką może być w mieście, nie musi dojeżdżać tyle kilometrów.

***

- I co? – Lisa spytała córkę, gdy tylko ta przekroczyła próg mieszkania.
- Nic. Wszyscy mnie ubiegli – westchnęła ciężko. Nie miała siły na rozmowy z matką. Marzyła jedynie o prysznicu, ucałowaniu małej na dobranoc i śnie.
- Co teraz? – usłyszała kolejne pytanie, na które nie miała ochoty odpowiadać.
- Nic. Będę szukać dalej. Najwyżej będę recepcjonistką w którymś z pensjonatów…
- Czytałam dzisiaj artykuł, że kadra Niemiec poszukuje na gwałt fizjoterapeuty…
- Mamo… - spojrzała na nią zdziwiona. – Obie dobrze wiemy, że nie ma żadnych szans. Nawet jeśli, to nie zostawię Grace na tak długo. Przecież to by oznaczało widywanie się 2-3 dni w tygodniu, częste wyjazdy nie wiadomo gdzie i czuwanie przy bandzie idiotów cały czas… A dodatkowo jestem samotną matką. Myślisz, że przyjęliby kogoś takiego jak ja? Nie łudźmy się… - prychnęła. Udała się prosto do łazienki.
- Wysłałam twoje podanie – usłyszała zza drzwi. Momentalnie otwarła je i spojrzała zszokowana na matkę.
- Zwariowałaś?!
- Może. Ale to dla ciebie szansa. Szansa na to, żebyś nie gniła w malutkim mieszkanku i żyła od wypłaty do wypłaty. Grace dorasta, za niedługo będzie potrzebowała więcej niż kilkunastu maskotek na półeczce. Potrzebujesz dobrze płatnej pracy, skoro nie chcesz pieniędzy od Jakoba. Dlatego jeśli przyjdzie zaproszenie na rozmowę kwalifikacyjną, to przyjmiesz ją i dostaniesz tą pracę. Poradzę sobie z małą. Sezon trwa zaledwie 4 miesiące i przetrwasz to, czy chcesz czy nie – stanowczy ton głosu Lisy był przerażający. Wiedziała, że jeśli coś sobie postanowi, to siłą, ale to osiągnie.

***

                Na odpowiedź nie musiała długo czekać. Zadzwonili następnego dnia. Ktoś ze sztabu zaprosił ją na rozmowę kwalifikacyjną do Oberstdorfu. Umówiła się na sobotę i rozłączyła szybko. Przerażało ją to. Nigdy nie zostawiała małej na tak długo. Zapowiadała się zima w odosobnieniu. O ile dostanie pracę.
                W przychodni odbyła się mała pożegnalna impreza. Podziękowano wszystkim za pracę i wypłacono małą nagrodę na odchodne. Anna wróciła do domu po 20. W kuchni Lisa czytała jakieś damskie czasopismo. Usiadła naprzeciw matki i spojrzała na nią wyczekująco.
- Dzwonili? – nie musiała czekać na odpowiedź. Uśmiech który przeciął jej twarz, był równie szeroki, jak w dniu, gdy pierwszy raz zobaczyła malutką Grace. – Matka zawsze ma rację, pamiętaj…

niedziela, 11 stycznia 2015

Rodziały















Prolog

Zmęczona wróciła do wynajmowanego mieszkania w Mittenwald. Do jej uszu dotarł stłumiony odgłos włączonego telewizora. Odwiesiła płaszcz w korytarzu i skierowała się do kuchni. Nalała sobie szklankę pomarańczowego soku i udała do salonu. Oparła się o futrynę i spojrzała na śpiącą na sofie mamę. Podeszła i delikatnie trąciła jej ramię.
- Anna? Już jesteś? – zdziwiła się widokiem córki. Zerwała się gwałtownie na równe nogi i spojrzała na zegar na ścianie.
- Już 18 mamo – zachichotała. – Jak Grace? – spytała, w międzyczasie udając się do pokoju dziewczynki. Uchyliła delikatnie drzwi i zobaczyła swoją drobniutką córeczkę śpiącą na łóżeczku. Weszła cichutko i otuliła dziewczynkę, by nie zmarzła. Po chwili wyszła do kuchni, słysząc odgłosy z tamtego pomieszczenia.
- Długo już śpi?
- Położyłam ją z godzinę temu. Chciała jak zwykle na ciebie zaczekać, ale oczka same jej się mrużyły i nie miałam serca – szatynka usiadła w kuchni, a brunetka podała jej talerz zupy na stół.
- Zamykają przychodnię… - rzuciła sucho. Lisa obróciła się przodem do niej i spojrzała na córkę z przerażeniem.
- Co ty mówisz dziecko? Jak to zamykają?
- Normalnie. Przenoszą wszystko do szpitala w Ruhpolding.
- Co teraz? – z wrażenia usiadła naprzeciw.
- Zwolnią mnie. Fizjoterapeutów mają pod dostatkiem – zachowywała się, jakby nadal nie dotarło do niej, że za kilka dni będzie bezrobotna. Z 5-letnią córką i matką na utrzymaniu.
- Nie ma innej opcji?
- Nie. Muszę zacząć szukać nowej pracy – odparła i zaczęła jeść. Choć nie miała na to kompletnie ochoty.
- Może jednak przyjmę ofertę od Marcela? Przecież sprzątanie domu to żadna hańba – odparła.
- Mamo, nie! Nie będziesz sprzątać kibla temu kretynowi! Poradzimy sobie!
- Może w końcu zażądasz pieniędzy od Jakoba? Przecież Grace jest też jego córką…
- Mamo… Mówiłam ci tyle razy. Z resztą, sama mu powiedziałam, że nie chcę ani grosza od niego. Chciał się pozbyć Grace, zapomniałaś?
- Nie, ale jak dalej będziesz taka uparta, to wylądujemy na bruku…
- Poradzimy sobie – powtarzała w kółko. Nie wyobrażała sobie innej opcji.
- W porządku. I tak cię nie przekonam. Położę się… - odparła. – Dobranoc – pogładziła ramię córki i opuściła pomieszczenie.

***

                Anna długo zastanawiała się co dalej. Całą noc spędziła na przemyśleniach dotyczących przyszłości. Nie mogła myśleć tylko o sobie, najważniejsza była dla niej córka. W środku nocy obudziła się przestraszona. Udała się do kuchni i wypiła szklankę zimnego soku. Chłodny napój rozlał się po jej ciele, dając uczucie ukojenia. Spojrzała przez okno na miasteczko. Było takie spokojne. Na ulicach paliły się latarnie i potwornie dodawało to uroku. Mieszkała na małym wzgórku, przez co mogła obserwować centrum Mittenwald z góry. Dobrze jej tu było. Miała pracę, Grace dobre przedszkole, a jej mama miłe sąsiadki, z którymi mogła porozmawiać. Ucieczka z Rosenheim dobrze im zrobiła. Tam wszystko kojarzyło się jej z Jakobem. Miała do siebie pretensje, że z powodu głupiej miłości straciła rozum i doprowadziła do tego. Zostanie matką w wieku 18 lat, to wcześnie. Nie była gotowa, ale za żadne skarby nie oddałaby Grace. Kochała to dziecko od poczęcia. Jednak obiecała sobie jedno. Nigdy więcej nie pozwoli dojść sercu do głosu i nie zakocha się w żadnym mężczyźnie.