niedziela, 1 lutego 2015

Rozdział 4.

 
                Starała się nie myśleć i nie przejmować się śliniącą się do Dannego Sarą. Wręcz śmieszyła ją ta sytuacja. Wellinger chyba po raz pierwszy od kiedy go zobaczyła, nie wodził wzrokiem za tlenioną, tylko pływał sobie jakby nigdy nic w basenie.
                Było jej strasznie gorąco. W końcu to Egipt. Próbowała na wszelkie sposoby się odchładzać, byleby nie wejść do wody. Mało kto wiedział, że od dziecka bała się jej i unikała basenów jak ognia.
- Idę po coś do picia, macie ochotę? – spytała chłopaków. Po chwili każdy podniósł rękę i zaczął wykrzykiwać nazwę napoju. – Mogliby Panowie poczekać? Zapomniałam notesika i fartuszka – odparła sarkastycznie. Po chwili kolejno wymówili nazwy i udała się do baru po 6 puszek coli i Red Bulla.
- Widzę, że usychasz z pragnienia – zaczynała ją rozśmieszać sytuacja z Wellim.
- Uwziąłeś się czy co? – spojrzała na niego przez ramię. – A może chcesz odwetu za odmowę numerku w pociągu?
- I tak wyszło na moje.
- Skoro znalazłeś sobie panienkę, która daje dupy na skinienie głową, to jak mogło nie wyjść? – prychnęła.
- Dobrze wiesz, że to Ciebie wywalą.
- Wiem. Ale póki tu będę, to moim głównym zajęciem będzie wykonywanie mojej pracy – zaakcentowała ostatnie słowo. – A skoro masz do wyboru dwie fizjoterapeutki, to wątpię, że wybierzesz tą, która nie poleciała na twój, jak dotąd, niezawodny urok osobisty – uśmiechnęła się cwanie. Wzięła wszystkie napoje i słomki i udała się do reszty.
 

***
 

                Wieczorem dogrzewała się na hamaku balkonowym. Musiała przyznać, że to był genialny pomysł. Czuła się jak mała dziewczynka. Pamiętała, że wujek zrobił jej kiedyś taki hamak i godzinami bujała się w nim na podwórku. Spojrzała na telefon i gdy zobaczyła 20, stwierdziła, że czas zadzwonić do domu.
- Już myślałam, że coś się stało, skoro nie dzwonisz co godzinę – chichot Lisy wydawał się być bardziej irytujący niż zwykle.
- Mamo, wiesz dobrze, że tak już mam.
- Mała nakarmiona, umyta i szykujemy się do spania. Chcesz jej coś powiedzieć? Grace! – usłyszała wołanie w kierunku córki. Po chwili malutka dobiegła do babci i przejęła słuchawkę.
- Mamusiu, wies, ze babcia zabieze mnie jutlo do zoo?
- Tak? To super! Zawsze chciałaś tam iść!
- Wiem, ale skoda ze Cie nie będzie…
- Córeczko, chciałabym, ale taką mam pracę, że czasem musi mnie nie być. Ale pamiętaj, że mama cię kocha i baaaaaaaaaardzo tęskni.
- Kocham ciebie mamusiu! – cmoknęła słuchawkę. – A wies, ze pójdzie z nami pan Stefan?
- Grace, kończymy! Nie wstaniesz jutro do przedszkola! – usłyszała krzyk matki. Zachichotała jedynie i pożegnała się z córką.
- Ja Ciebie tez rybeńko. Ale do spania, jak mówi babcia. Jutro będziesz niewyspana w przedszkolu!
- Doblanoc.
- Papa. Mamo, przypilnuj ją jutro, dobrze?
- Nie martw się. Zajmę się wnuczką.
- Idę się chyba położyć. Strasznie jestem zmęczona…
- Chyba wylegiwaniem się na słońcu – prychnęła.
- No, a czym?
- Nie podrywaj chłopaków i pracuj ciężko. Nie daj się wydmuszkom!
- Obiecuję. Dobranoc.
- Dobranoc – rozłączyła się szybko. Zastanawiał ją fakt, jak to będzie za pięć miesięcy. Jakoś w końcu musiało…
 

***
 

                Chłopcy przepracowali ciężki trening na siłowni rano. Ona i Sara miały gromadzić informacje o skoczkach. Każdej przydzielono po 3 zawodników, a jeden miał być kontrolnym dla obu. Padło na Marinusa. Anna zajęła się Sevem, Wankim i Karlem, co niezmiernie ją ucieszyło. Z pozostałej trójki jedynie Richard wykazywał jakiekolwiek oznaki rozumu.
                Siedziała oparta o kolumnę podtrzymującą strop. Siłownia mieściła się w klimatyzowanym pomieszczeniu w hotelu, przez co temperatura różniła się od tej na zewnątrz o kilkanaście stopni.
- W takich warunkach mogę pracować – podszedł do niej Karl, prosząc gestem o butelkę wody z mikroelementami.
- Cieszcie się. Ponoć Werner ubłagał właściciela, bo szanowny pan Kutz zapomniał zadbać o siłownię dla moich robaczków.
- Mam nadzieję, że ją wykosisz – usiadł obok i wypił duszkiem połowę dwulitrowej butelki.
- Patrzmy realnie. Ona ma w sumie wszystko to, czego nie mam.
- I na odwrót. Ty masz mózg! – powiedział to takim tonem, jakby go oświeciło, czym zwrócił uwagę większości zgromadzonych.
- Karl… – westchnęła.
- Chodziło mi o to, że jesteś inteligentna i znasz się na tym co robisz. Ona jedyne co potrafi, to rozmasować, ale penisa facetowi.
- Karl! – pisnęła. – Weźmy już o niej nie mówmy – chciała zachować pozory, ale w środku dławiła się od śmiechu.
- Fakt, są fajniejsze tematy.
- My nie mamy teraz tematów. Wracaj do roboty, bo żeby mnie nie wywalili, to musisz zrobić wynik. A jak go zrobisz, to ja Cię muszę rozpracować na czynniki pierwsze i zrobić raport. Więc mykaj, raz, raz! – klasnęła w dłonie. Chwilę później znalazł się na bieżni i uśmiechnął szeroko do Anny.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz