Punkt 7
zjawiła się w przychodni. Od rana panowała tam dziwna atmosfera. Zamknięcie
wisiało w powietrzu. Anna starała się wyciszyć. I tak ją to czekało. Udała się
do gabinetu zabiegowego i przywitała z Cornelią.
- Boję się – usłyszała stłumiony szept blondynki.
- Ja też, ale nic nie poradzimy…
- Masz już coś nowego na oku?
- Nie i jak szybko czegoś nie zjadę to będzie kiepsko…
- A jak mała?
- Dobrze, mama ma ją odprowadzić do przedszkola za momencik –
spojrzała na zegarek, który wskazywał 7.15.
- Przydałby Ci się facet…
- Cornelia, zastanów się co ty mówisz… Jaki facet? Jestem młodą
samotną matką z dzieckiem, kto normalny się na to będzie pisał… - dla niej nie
było tematu. Nie potrzebowała mężczyzny u boku. Sama jakoś sobie radziła.
- Ale Grace potrzebuje ojca, jakiegokolwiek faceta w domu. Nie
mówię, że źle ją wychowujesz, bo jesteś najlepszą matką jaką znam, ale mała
powinna mieć tatę.
- Skończmy ten temat. Za kilka minut przyjdą pacjenci – odparła
sucho i zajęła się przygotowaniem stołu do masarzu.
***
Po 16
wróciła do domu. Usłyszała odgłosy z salonu i zdjąwszy kurtkę, udała się w
tamto miejsce.
- Jak się ma mój skarb? – podeszła do córki i mocno ją
przytuliła.
- Lazem z babcią lobiłyśmy kolorowankę. Ładna? – pokazała jej
kartkę. Na rysunku widniały 3 postacie: Grace, Anna i blond mężczyzna.
- A ten pan? – zdziwiła się.
- Mój przyszły tatuś – uśmiechnęła się szeroko i mocno wtuliła w
matkę. Anna zrozumiała, że przedszkole nieświadomie wymusza na niej
wytłumaczenie małej, dlaczego jej tatuś nie mieszka z nimi.
- Jadłyście już? – zmieniła temat.
- Czekałyśmy na Ciebie. Ale chodźmy, mała już od godziny woła o
jedzenie – odparła Lisa.
Wieczorem
usiadła przed komputerem i zaczęła szperać w ogłoszeniach. Większość niestety
wymagała długich godzin pracy, a nadgodziny były chlebem powszednim.
Potrzebowała pieniędzy, ale nie mogła pozwolić sobie, żeby w ogóle nie widywać
Grace. Odrzucała kolejne oferty i na sam koniec zostawiła 3: posada w szpitalu
w Ruhpolding, oraz 2 w małych
przychodniach nad jeziorem Chiemsee. Westchnęła ciężko. Zbyt daleko, ale nic
nie mogła poradzić.
Już miała
odchodzić od komputera i kłaść się spać, gdy na jej maila przyszła wiadomość z
serwisu z kolejnym ogłoszeniem. Otwarła je i przeczytała dokładnie.
„Fizjoterapeuta kadry narodowej niemieckich skoczków narciarskich”. Prychnęła
głośno. Wyjazdy na całe weekendy totalnie odpadały. I tak w swoim wybrzydzaniu,
postanowiła rano zadzwonić do szpitala w Ruhpolding.
***
W czasie
przerwy na kawę, postanowiła zadzwonić w sprawie pracy. Po kilku sygnałach,
usłyszała dosyć miły kobiecy głos.
- W czym mogę pomóc?
- Ja w sprawie ogłoszenia dla fizjoterapeutów.
- Bardzo mi przykro, ale kilka minut temu ubiegła panią inna
kobieta – Annie zrobiło się słabo. Nie chciała wyjeżdżać aż nad jezioro. Kilka
sekund później podziękowała i rozłączyła się. Po chwili wybrała kolejny numer i
znowu usłyszała to samo.
- Uwzięli się czy co? – nie mogła uwierzyć w swojego pecha.
Spróbowała
zadzwonić do trzeciej kliniki, jednak odpowiedź była podobna. Chcieli ją
zaprosić na rozmowę, ale w sprawie posady w recepcji. Anna stwierdziła, że recepcjonistką
może być w mieście, nie musi dojeżdżać tyle kilometrów.
***
- I co? – Lisa spytała córkę, gdy tylko ta przekroczyła próg
mieszkania.
- Nic. Wszyscy mnie ubiegli – westchnęła ciężko. Nie miała siły
na rozmowy z matką. Marzyła jedynie o prysznicu, ucałowaniu małej na dobranoc i
śnie.
- Co teraz? – usłyszała kolejne pytanie, na które nie miała
ochoty odpowiadać.
- Nic. Będę szukać dalej. Najwyżej będę recepcjonistką w którymś
z pensjonatów…
- Czytałam dzisiaj artykuł, że kadra Niemiec poszukuje na gwałt
fizjoterapeuty…
- Mamo… - spojrzała na nią zdziwiona. – Obie dobrze wiemy, że
nie ma żadnych szans. Nawet jeśli, to nie zostawię Grace na tak długo. Przecież to by oznaczało
widywanie się 2-3 dni w tygodniu, częste wyjazdy nie wiadomo gdzie i czuwanie
przy bandzie idiotów cały czas… A dodatkowo jestem samotną matką. Myślisz, że
przyjęliby kogoś takiego jak ja? Nie łudźmy się… - prychnęła. Udała się prosto
do łazienki.
- Wysłałam twoje podanie – usłyszała zza drzwi. Momentalnie
otwarła je i spojrzała zszokowana na matkę.
- Zwariowałaś?!
- Może. Ale to dla ciebie szansa. Szansa na to, żebyś nie gniła
w malutkim mieszkanku i żyła od wypłaty do wypłaty. Grace dorasta, za niedługo
będzie potrzebowała więcej niż kilkunastu maskotek na półeczce. Potrzebujesz
dobrze płatnej pracy, skoro nie chcesz pieniędzy od Jakoba. Dlatego jeśli
przyjdzie zaproszenie na rozmowę kwalifikacyjną, to przyjmiesz ją i dostaniesz
tą pracę. Poradzę sobie z małą. Sezon trwa zaledwie 4 miesiące i przetrwasz to,
czy chcesz czy nie – stanowczy ton głosu Lisy był przerażający. Wiedziała, że
jeśli coś sobie postanowi, to siłą, ale to osiągnie.
***
Na
odpowiedź nie musiała długo czekać. Zadzwonili następnego dnia. Ktoś ze sztabu
zaprosił ją na rozmowę kwalifikacyjną do Oberstdorfu. Umówiła się na sobotę i
rozłączyła szybko. Przerażało ją to. Nigdy nie zostawiała małej na tak długo.
Zapowiadała się zima w odosobnieniu. O ile dostanie pracę.
W
przychodni odbyła się mała pożegnalna impreza. Podziękowano wszystkim za pracę
i wypłacono małą nagrodę na odchodne. Anna wróciła do domu po 20. W kuchni Lisa
czytała jakieś damskie czasopismo. Usiadła naprzeciw matki i spojrzała na nią
wyczekująco.
- Dzwonili? – nie musiała czekać na odpowiedź. Uśmiech który
przeciął jej twarz, był równie szeroki, jak w dniu, gdy pierwszy raz zobaczyła
malutką Grace. – Matka zawsze ma rację, pamiętaj…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz