poniedziałek, 12 stycznia 2015

Rozdział 1

                Punkt 7 zjawiła się w przychodni. Od rana panowała tam dziwna atmosfera. Zamknięcie wisiało w powietrzu. Anna starała się wyciszyć. I tak ją to czekało. Udała się do gabinetu zabiegowego i przywitała z Cornelią.
- Boję się – usłyszała stłumiony szept blondynki.
- Ja też, ale nic nie poradzimy…
- Masz już coś nowego na oku?
- Nie i jak szybko czegoś nie zjadę to będzie kiepsko…
- A jak mała?
- Dobrze, mama ma ją odprowadzić do przedszkola za momencik – spojrzała na zegarek, który wskazywał 7.15.
- Przydałby Ci się facet…
- Cornelia, zastanów się co ty mówisz… Jaki facet? Jestem młodą samotną matką z dzieckiem, kto normalny się na to będzie pisał… - dla niej nie było tematu. Nie potrzebowała mężczyzny u boku. Sama jakoś sobie radziła.
- Ale Grace potrzebuje ojca, jakiegokolwiek faceta w domu. Nie mówię, że źle ją wychowujesz, bo jesteś najlepszą matką jaką znam, ale mała powinna mieć tatę.
- Skończmy ten temat. Za kilka minut przyjdą pacjenci – odparła sucho i zajęła się przygotowaniem stołu do masarzu.

***

                Po 16 wróciła do domu. Usłyszała odgłosy z salonu i zdjąwszy kurtkę, udała się w tamto miejsce.
- Jak się ma mój skarb? – podeszła do córki i mocno ją przytuliła.
- Lazem z babcią lobiłyśmy kolorowankę. Ładna? – pokazała jej kartkę. Na rysunku widniały 3 postacie: Grace, Anna i blond mężczyzna.
- A ten pan? – zdziwiła się.
- Mój przyszły tatuś – uśmiechnęła się szeroko i mocno wtuliła w matkę. Anna zrozumiała, że przedszkole nieświadomie wymusza na niej wytłumaczenie małej, dlaczego jej tatuś nie mieszka z nimi.
- Jadłyście już? – zmieniła temat.
- Czekałyśmy na Ciebie. Ale chodźmy, mała już od godziny woła o jedzenie – odparła Lisa.
              Wieczorem usiadła przed komputerem i zaczęła szperać w ogłoszeniach. Większość niestety wymagała długich godzin pracy, a nadgodziny były chlebem powszednim. Potrzebowała pieniędzy, ale nie mogła pozwolić sobie, żeby w ogóle nie widywać Grace. Odrzucała kolejne oferty i na sam koniec zostawiła 3: posada w szpitalu w Ruhpolding, oraz  2 w małych przychodniach nad jeziorem Chiemsee. Westchnęła ciężko. Zbyt daleko, ale nic nie mogła poradzić.
                Już miała odchodzić od komputera i kłaść się spać, gdy na jej maila przyszła wiadomość z serwisu z kolejnym ogłoszeniem. Otwarła je i przeczytała dokładnie. „Fizjoterapeuta kadry narodowej niemieckich skoczków narciarskich”. Prychnęła głośno. Wyjazdy na całe weekendy totalnie odpadały. I tak w swoim wybrzydzaniu, postanowiła rano zadzwonić do szpitala w Ruhpolding.

***

                W czasie przerwy na kawę, postanowiła zadzwonić w sprawie pracy. Po kilku sygnałach, usłyszała dosyć miły kobiecy głos.
- W czym mogę pomóc?
- Ja w sprawie ogłoszenia dla fizjoterapeutów.
- Bardzo mi przykro, ale kilka minut temu ubiegła panią inna kobieta – Annie zrobiło się słabo. Nie chciała wyjeżdżać aż nad jezioro. Kilka sekund później podziękowała i rozłączyła się. Po chwili wybrała kolejny numer i znowu usłyszała to samo.
- Uwzięli się czy co? – nie mogła uwierzyć w swojego pecha.
                Spróbowała zadzwonić do trzeciej kliniki, jednak odpowiedź była podobna. Chcieli ją zaprosić na rozmowę, ale w sprawie posady w recepcji. Anna stwierdziła, że recepcjonistką może być w mieście, nie musi dojeżdżać tyle kilometrów.

***

- I co? – Lisa spytała córkę, gdy tylko ta przekroczyła próg mieszkania.
- Nic. Wszyscy mnie ubiegli – westchnęła ciężko. Nie miała siły na rozmowy z matką. Marzyła jedynie o prysznicu, ucałowaniu małej na dobranoc i śnie.
- Co teraz? – usłyszała kolejne pytanie, na które nie miała ochoty odpowiadać.
- Nic. Będę szukać dalej. Najwyżej będę recepcjonistką w którymś z pensjonatów…
- Czytałam dzisiaj artykuł, że kadra Niemiec poszukuje na gwałt fizjoterapeuty…
- Mamo… - spojrzała na nią zdziwiona. – Obie dobrze wiemy, że nie ma żadnych szans. Nawet jeśli, to nie zostawię Grace na tak długo. Przecież to by oznaczało widywanie się 2-3 dni w tygodniu, częste wyjazdy nie wiadomo gdzie i czuwanie przy bandzie idiotów cały czas… A dodatkowo jestem samotną matką. Myślisz, że przyjęliby kogoś takiego jak ja? Nie łudźmy się… - prychnęła. Udała się prosto do łazienki.
- Wysłałam twoje podanie – usłyszała zza drzwi. Momentalnie otwarła je i spojrzała zszokowana na matkę.
- Zwariowałaś?!
- Może. Ale to dla ciebie szansa. Szansa na to, żebyś nie gniła w malutkim mieszkanku i żyła od wypłaty do wypłaty. Grace dorasta, za niedługo będzie potrzebowała więcej niż kilkunastu maskotek na półeczce. Potrzebujesz dobrze płatnej pracy, skoro nie chcesz pieniędzy od Jakoba. Dlatego jeśli przyjdzie zaproszenie na rozmowę kwalifikacyjną, to przyjmiesz ją i dostaniesz tą pracę. Poradzę sobie z małą. Sezon trwa zaledwie 4 miesiące i przetrwasz to, czy chcesz czy nie – stanowczy ton głosu Lisy był przerażający. Wiedziała, że jeśli coś sobie postanowi, to siłą, ale to osiągnie.

***

                Na odpowiedź nie musiała długo czekać. Zadzwonili następnego dnia. Ktoś ze sztabu zaprosił ją na rozmowę kwalifikacyjną do Oberstdorfu. Umówiła się na sobotę i rozłączyła szybko. Przerażało ją to. Nigdy nie zostawiała małej na tak długo. Zapowiadała się zima w odosobnieniu. O ile dostanie pracę.
                W przychodni odbyła się mała pożegnalna impreza. Podziękowano wszystkim za pracę i wypłacono małą nagrodę na odchodne. Anna wróciła do domu po 20. W kuchni Lisa czytała jakieś damskie czasopismo. Usiadła naprzeciw matki i spojrzała na nią wyczekująco.
- Dzwonili? – nie musiała czekać na odpowiedź. Uśmiech który przeciął jej twarz, był równie szeroki, jak w dniu, gdy pierwszy raz zobaczyła malutką Grace. – Matka zawsze ma rację, pamiętaj…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz