sobota, 4 kwietnia 2015

Rozdział 14.

            Miała wrażenie, że w Oberstdorfie jest miliard osób. Każdy jeden wymalowany w niemieckie, bądź austriackie barwy. Od czasu do czasu pojawiały się grupki Polaków, Czechów, Słoweńców, Norwegów, Rosjan, Szwajcarów czy Finów. Tysiące flag powiewających na wietrze, krzyki, owacje. Miała ciarki na całym ciele.
                Weszła do boksu dla Niemców i przywitała się serdecznie.
- Cześć orły – uśmiechnęła się szeroko. Po tygodniu spędzonym na leniuchowaniu z córką, czuła się zdecydowanie lepiej.
- Nasza ostoja i opoka wróciła – ironiczny ton głosu Wellingera rozległ się w pomieszczeniu. Wszyscy, łącznie z Anną, wybuchnęli śmiechem.
- Tęskniłam za tobą, poważny i szczery mężczyzno.
- Mogłaś zadzwonić, napisać sms, wysłać telegram, list pocztą gołębią. Tyle możliwości, a ja usychałem z tęsknoty... – teatralnie złapał się za głowę.
- Pomyślałam to samo o Tobie. Och mój Andreasie, jak to możliwe, iż byliśmy tak blisko, ale tak daleko?
- Nie wiem moja droga, ale fakt, że tęskniliśmy za sobą niczym Kubuś Puchatek do miodu, z pewnością coś znaczy!
- Kiedy ślub? – wypalił Wank, dławiąc się od śmiechu.
- Wszystko zniszczyłeś! – krzyknęli razem Anna i Andi.


***


                Ona naprawdę za nim tęskniła. I gdy nazwał ją „jego drogą” to momentalnie zrobiło jej się ciepło na sercu. Stanowczo potrzebowała ograniczenia z nim kontaktu. Ale nie jak z Marinusem, dla jego dobra, a dla niej i jej w miarę poukładanego życia.
- Piękna – przestraszyła się słysząc głos za sobą.
- Thomasie Morgenstern, chcesz żebym padła na zawał? – przywitali się uściskiem.
- Nie – uśmiechnął się szeroko.
- I nie jestem piękna.
- Jesteś. Na każdym kroku.
- Co wy we mnie widzicie? – stanęła z rękoma na biodrach przez Austriakiem i popatrzyła na niego wyczekująco.
- My? – położył dłonie na jej ramionach.
- Ty i Kraus.
- Kraus? A nie Wellinger? – zachichotał. Zesztywniała.
- Wellinger widzi tylko idiotki, z którymi aktualnego dnia się prześpi dla rozrywki.
- Ma chłopak potrzeby, to je zaspokaja. Przecież od jedzenia czekolady się nie ma takiej formy.
- Idź – prychnęła i odeszła w bliżej nieznanym kierunku.


***


                Wellinger. Też jej coś. Niby, że jak? O co mu chodziło? Siedzenie w pokoju, samej, powodowało natłok jakiś dziwacznych myśli. Wysłała Morgiemu smsa, z pytaniem o numer pokoju i po chwili zawitała do 314.
- Co cię trapi, dziewczę? – pokazał jej zasłane łóżko, by usiadła.
- O twoja odpowiedź.
- Wellinger? Andi w jakiś dziwaczny sposób w twoim towarzystwie głupieje.
- To znaczy?
- Imponujesz mu chyba.
- Ja? – pisnęła.
- Nie, Werner wiesz? - prychnęła. - Uwierz w to w końcu. Marinus też to dostrzegł.
- Nie zna prawdy.
- Co się bardziej chwali. Ale Andreasa sobie odpuść. Sama mówiłaś, że to pies na baby. Potrzebujesz dojrzałego faceta.
- Takiego jak Ty? – przerwała mu.
- Może... – nie odrywał od niej wzroku.
- Po pierwsze, nie myślę o Wellingerze. Po drugie Marinusa pogoniłam, bo nic do niego nie czuję, poza sympatią. A po trzecie... Owszem, imponujesz mi swoją dojrzałością i podejściem, ale ja naprawdę nie szukam faceta.
- Ale potrzebujesz.
- Nie. Grace potrzebuje ojca. To główne kryterium – odparła sucho i wyszła z jego pokoju, lekko trzaskając drzwiami.


***


                Była wściekła. Za nim nie rozumiała dlaczego kręcą się koło niej faceci. Stanęła przed dużym lustrem i spojrzała w swoje odbicie. Ani specjalnie ładna, ani zgrabna. Tym bardziej mądra, sympatyczna, wesoła. Co widzieli w niej Marinus i Thomas? Każdy zasługiwał na genialną kobietę, która doceni ich poświęcenie i gotowość do walki o kobietę. A ona? Nie mówiła, że ich nie doceniała, albo ignorowała. Nie była gotowa na nic nowego. Nie chciała mieszać pracy z życiem prywatnym. Potrzebowała pracy, a ta zapewniała jej rodzinie byt. Gdyby coś poszło nie tak, nie mogłaby tu dalej egzystować, więc zmiana pracy byłaby koniecznością. Po drugie... Ona potrzebowała impulsu. Nigdy nie potrafiła zmusić się do miłości. Kiedy już to poczuła, to wchodziła na 100%, a tutaj, ani w jednym, ani w drugim przypadku nie czuła tego. Obaj genialni, ale nie dla niej. Skrzywdzenie któregokolwiek byłoby okrutne.
                Wzięła szybki prysznic i położyła się spać. Mimo wszystko poczuła się odrobinę lepiej. Wiedziała, że dobrze robi odrzucając ich oboje. Żadnego nie wywyższała, nie dawała zbędnych nadziei... Z resztą Marinus nadal jej nie przeprosił, a Morgi swoją lekką nachalnością, niszczy całą magię...


 ***


                Sylwester w pracy? Teoretycznie bez sensu i do dupy, ale w tym przypadku nie było tak źle. Wykręciła się ze wspólnej lampki szampana z kadrą i powędrowała do pokoju nr 210. Zapukała cicho, a drzwi otworzyła jej Lisa.
- Co tak długo? Mała już wariuje... – wpuściła córkę do środka. Grace od razu wpadła w ramiona matki.
- Mama musiała pomóc panom i rozmasować ich bolące tyłeczki – zachichotała.
- Co to znacy? – spytała, marszcząc przy tym śmiesznie brwi.
- Mama masuje w pracy skoczków narciarskich.
- Masujesz ich dupki? – zachichotała. Lisa pokręciła z dezaprobatą głową. Anna westchnęła głęboko. Zdecydowanie za dużo czasu spędza z Wellingerem...


***


                Około 11:48 wyszły na balkon. Pod hotelem gromadziło się spore stadko skoczków, rozkładających petardy. Jedna ekipa próbowała prześcignąć drugą, ale z tego co zauważyła Anna, Niemcy wygrywali z palcem w tyłku.
                Grace siedziała grzecznie na krzesełku i czekała według wskazówek mamy na północ. Lisa już dawno poszła spać. Usłyszała dźwięk swojego telefonu i odebrała, nie spoglądając na wyświetlacz.
- Słyszałem Grace? – głos Morgiego rozległ się w słuchawce.
- Skąd Ty... – zamarła.
- Piętro wyżej – zachichotał. Anna spojrzała w górę i zobaczyła uśmiechniętego Austriaka.
- Długo mnie tak obserwujesz?
- Chwilę. Jestem z Lilly.
- Lilly? Przecież nie wolno wam przemycać dzieci...
- Tobie też.
- Thomas! – pisnęła.
- Będziemy za chwilę u Ciebie – rozłączył się. Pięknie tego jej brakowało...


***


                Chwilę później Grace i Lilly zaczęły się bawić wspólnie w pokoju Anny. Thomas rozlewał szampana do kieliszków, które wypożyczył z restauracji na dole.
- Jak ktoś się dowie, to koniec. Werner i ja stracimy głowy.
- On Ci tak dogadza?
- Pomaga – poprawiła go.
                Austriak wpatrywał się w jej oczy wyjątkowo intensywnie. Paraliżowało ją to wszystko. Rozpoczynało się odliczanie ostatnich sekund tego roku. Westchnęła.
- Grace, Lilly, chodźcie! – zaprosiła dziewczynki na balkon. Ubrali im kurtki i wzięli na ręce. Chwilę później salwa fajerwerków oświetliła Garmisch-Partenkirchen.
- Szczęśliwego nowego roku – usłyszała radosny głos Morgiego.
- Wzajemnie – jedynie tyle była w stanie odpowiedzieć. Upiła łyk i wróciła do środka.
- Chyba czas iść spać królewno – zwrócił się do córki.
- Dobze... – odparła. Grace też zasypiała na ramieniu matki.
- Dziękujemy za gościnę – Morgi już chciał musnąć policzek szatynki, gdy usłyszeli głośne pukanie. Anna zamarła.
- Do łazienki, szybko! – kazała im siedzieć tam cicho tak długo, aż nie powie.
                Serce o mało jej nie wyskoczyło z piersi. Bała się kogo tam może zastać. Wzięła głęboki oddech i upewniwszy się, że pokój nie posiada żadnych podejrzanych śladów, otwarła drzwi.
- Andreas?! – pisnęła na jego widok.
- Nie spodziewałaś się mnie, co? – zamrugał brwiami. – Coś zrobiłem z kostką, pomożesz? – zmienił ton głosu na łagodniejszy. Przy tym pomógł sobie swoimi oczami i Anna nie miała sumienia odmówić.
- Wejdź – zaprosiła go do środka. Szybko rozłożyła stolik do masażu. W tym czasie Andreas usiadł na jej łóżku i przyglądał się jej poczynaniom.
- Kładź się! – warknęła, może zbyt agresywnie.
- Jaka zachłanna – uśmiechnął się szeroko. – Bo zacznę myśleć, że masowanie mnie sprawia Ci przyjemność – dotknął jej tali dłonią.
- Jest prawie pierwsza w nocy, niektórzy chcą spać – błagała w duchu, by nikt z łazienki jej nie wysypał.
- Przepraszam, ale do rana to mogłoby mi spuchnąć... – nie odrywał od niej wzroku.
- Skończ pajacować. Nie trzeba było się wygłupiać. Ile ty masz lat, co?
- Im bardziej się złościsz, tym bardziej Ci do twarzy z tym.
- Uważaj, bo jeszcze się zakochasz – prychnęła. Wtarła w dłonie oliwkę i zaczęła zajmować się jego lekko podpuchniętą kostką.
- Marinus by mnie zabił za to. Thomas też... – dodał ciszej. Spojrzała na niego. Teraz jego wzrok skupiał się na suficie.
- Czy chociaż w nowym roku nie moglibyśmy się zachowywać jak ludzie? – odparła po chwili.
- Co masz na myśli? – z powrotem wrócił do niej.
- Zróbmy sobie jeden dzień totalnej zgody. Bez docinek i sarkazmu.
- Anno Fischer... – uśmiechnął się szeroko. – Zgadzam się. – W odpowiedzi posyła mu jedynie wesołe spojrzenie.


***


                Kilka minut później Andreas zbierał się do wyjścia. Anna podała mu ręcznik i oddaliła się w stronę łazienki, w ostatniej chwili przypominając sobie, że tam są ukryci ludzie, których Wellinger nie koniecznie powinien widzieć.
- Dziękuję – wstał i lekko kuśtykając podszedł do niej. – Nie musiałaś, a jednak zajęłaś się mną.
- To moja praca – odparła, gdy stanął tuż przy niej.
- Nie tylko za to dziękuję – dodał, skupiając wzrok na jej zielonych oczach.
- Andi... – spojrzała w inną stronę. Peszyła się.
- Ana – podniósł jej podbródek, by spojrzała na niego. – Szczęśliwego nowego roku – dodał ciszej i musnął jej czoło ustami. Po chwili zniknął, nie czekając na jej odpowiedź.


***


                Zszokowana stała jeszcze chwilę w miejscu. Całe ciało trzęsło się jak galaretka. Dał jej buziaka. W czoło. Zupełnie jak nie on. Coś dziwnego się działo ostatnio między nimi i musiała nad tym zapanować.
                Zapukała do drzwi łazienki i pozwoliła wyjść Thomasowi.
- Ale trafił – zmieszał się nieco. – Grace zasnęła – podał Annie małą i wraz z zasypiającą Lilly, uprzednio sprawdzając korytarz, udał się do siebie. Szatynka postanowiła położyć dziecko u siebie, nie chcąc budzić ani jej, ani jej mamy.


***
Z okazji Świąt Wielkanocnych mały prezent (trochę więcej ;)) ) 
Wesołych Świąt :*

4 komentarze:

  1. Super rozdział z resztą tak jak każdy :) Fajnie ,że Wellinger zaczyna sie zmieniać ;* I oczywiście moje naturalne pytanie: Kiedy następny?
    Mam nadzieje , że jak najszybciej ... już nie mogę się doczekać :) Pozdrawiam Karolina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :D Może jutro? Jak mnie natchnie, to coś naskrobę i się być może pochwalę :P
      Pozdrawiam :D

      Usuń
  2. moja zachłanność została zaspokojona- w końcu odpowiednia długość i cudowny jak zwykle rozdział :)
    denerwuje mnie już Morgi, czemu się tak narzuca...? niech Anna przepędzi go jak najszybciej i zrobi miejsce dla Andiego :P pocałunek w czoło jakoś nie jest w stylu Wellingera, ale widać że chłopakowi zależy :) oby to podejście nie mieniło się z chwilą wiadomości o małej Grace..
    mokrego dyngusa ;)
    M. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszy mnie to :D Bo Morgi taki właśnie jest w tym wymyśle mojej chorej wyobraźni :P A Anna może nie chcieć Andisia w sumie, co nie? :P A co do buziaka... Welliś to jest w ogóle nieprzewidywalny :P A z Grace zobaczymy :P
      Mokrego :D

      Usuń