Sezon
zaczął się spokojnie. Konkursy w Klingenthal i Kuusamo przebiegły dość dobrze.
Andreas odczuwał lekki dyskomfort przed skokiem na Rucce, ze względu na upadek
kilka lat temu. Anna usiadła obok niego w domku przeznaczonym do przygotowań
niemieckich skoczków. Spojrzała na niego uważnie. Już nie gniewał się za tamtą
dziewczynę. Wiadomo, że nie próżnował i znalazł sobie nową towarzyszkę na
wieczór.
- Nie bój się – powiedziała cicho.
- Łatwo Ci mówić – prychnął. – Wygrzmociłaś kiedyś o zeskok z
prędkością 100 km/h?
- Nie, ale podejrzewam, że to straszne uczucie.
- Czemu tu siedzisz? Idź pocieszać Marinusa! – warknął po chwili
wpatrywania się w jej twarz.
- Krzyczeć to sobie na psa możesz w domu, ale nie na mnie! Żebyś
wiedział, że pójdę. Gnij dalej w tym strachu. Albo zawołam Sarę, to Cię
rozluźni odpowiednio – dodała tuż przy jego uchu. Spojrzał na nią tymi wielkimi
niebieskimi oczami z przerażeniem. Puściła mu oczko i udała się na zewnątrz w
poszukiwaniu Krausa.
***
Nienawidził
jej. Za to, że była taka przemądrzała, że tak dobrze masowała i tak dobrze go
poznała przez te kilka tygodni. Anna Fletcher była zagadką. Raz potrafiła
flirtować jak mało kto, a raz była kompletnie niedostępna. Stanowiła dla niego
tajemnicę do rozwiązania i coraz częściej myślał o niej inaczej niż o wrednej
babie.
Wziął narty
na ramię i pomaszerował na górę. W domku dla skoczków na szczycie skoczni był
olbrzymi taras widokowy. Krajobraz zapierał dech w piersiach. Wziął głęboki
oddech. Nawet kilkunastostopniowy mróz mu nie przeszkadzał. Zupełnie jakby się
znieczulał.
- O czym tak dumasz? – Richie podszedł do niego i poklepał go po
ramieniu.
- Zastanawiam się, co by było, gdybym nie był taki jaki
jestem... – wyrwało mu się.
- Byłbyś kimś innym – zachichotał.
- Richie...
- Andi, zastanów się. Źle Ci?
- Jestem chamem.
- Bo sypiasz co jakiś czas z obcą dziewczyną?
- Bo sypiam prawie codziennie z nową dziewczyną, a potem
wyrzucam je na bruk z rana bez słowa...
***
Anna
czekała na skoczków obok niemieckiego sztabu szkoleniowego. Co jakiś czas
spoglądała na telefon i rozczulała się nad wspólnym zdjęciem z Grace
widniejącym na jej tapecie. Tęskniła za córką i nie ukrywała tego. Do
Lillehammer musiała jeszcze wytrzymać. Dopiero wtedy wracali do domów. Jeszcze
1,5 tygodnia.
- Tęsknisz? – usłyszała głos Wernera.
- Aż tak to widać? Nie zauważyłam kiedy podszedłeś.
- Jeszcze trochę. Do Titisee praktycznie pojedziesz z domu.
- I tak za nią tęsknię. Sara nie ma takiego problemu. Wybyła
gdzieś przed konkursem i nigdzie jej nie widać. Sev narzeka na ten cholerny
staw...
- Przestań zmieniać niewygodne tematy!
- Tak mi łatwiej.
- Już po konkursie, więc mam nadzieję, że zaraz zrobisz wywiad
środowiskowy z chłopakami i przy kolacji dostanę raport.
- Tak jest szefie – uśmiechnęła się lekko.
***
Pił już
chyba szóste piwo w barze. Lekko chichotał się pod nosem i uśmiechał w kierunku
niezbyt urodziwych Finek, ale nie miał wyjścia. Ładniejszych nie ogarnął
wzrokiem.
- Kończ – kilkanaście Euro pojawiło się na blacie przed nim. Wellinger
spojrzał na swojego wybawcę i zobaczył Annę.
- Anna, słoneczko – momentalnie dostał czkawki.
- Idziemy. Dobranoc – wzięła go na ramię i próbowała zaprowadzić
do wyjścia.
- Skąd wiedziałaś, że tu jestem? – próbował obmacać jej tyłek,
ale momentalni strzepnęła jago dłoń z tamtego miejsca.
- A gdzie Cię można zastać? Albo z dziwkami w pokoju, albo
pijanego w barze – uderzyło go mroźne powietrze.
- Rozchoruję się.
- Alkohol Cię grzeje – wpakowała go do vana. Rozłożył się na
siedzeniu i zaczął histerycznie śmiać. Pokiwała z niedowierzaniem głową. –
Idiota. No zwyczajnie idiota. – Wybrała numer Marinusa. – Hej. Pomożesz mi?
***
Bolała go
głowa. Niemiłosiernie. Z dworu wpadało jaskrawe słońce. Zapomniał zasunąć
rolet, tak przynajmniej myślał za pierwszym razem. Dopiero po chwili
zorientował się, że śpi w samych bokserkach, a to nie jest normą. Ktoś go
musiał tutaj dotransportować.
Spojrzał na
szafkę nocną i zobaczyć tabletki na kaca, które znał doskonale i szklankę soku.
Obok leżała broszurka hotelu i coś było na niej nabazgrane. Podsunął bliżej
oczu i starał się przeczytać.
„Andreasie...Pijany gnoju! Tak,
zdecydowanie lepiej. Przyprowadziłam Ciebie tutaj w stanie nieważkości.
Zabroniłam przynoszenia do Ciebie alkoholu, rozebrałam Cię z ubrań, co może
skutkować limem pod twoim okiem, gdyż usilnie próbowałeś mi się dobrać do
majtek. A po trzecie, zapłaciłam za Ciebie, jeśli nie pamiętasz. O 8 masz być
na śniadaniu. Werner nic nie wie. Anna.”
Spojrzał na
zegarek. 7:46. Pięknie. Szybko powędrował pod prysznic i wrócił wyraźnie
otrzeźwiony. Ubrał się, umył zęby i uczesał swoją nienaganną fryzurkę.
W jadalni
Anna wsuwała śniadanie wraz z resztą kadry. Większość patrzyła z politowaniem
na jego skacowaną twarz. Usiadł bez słowa obok szatynki, ze względu na jedyne
wolne miejsce.
- Dzień dobry. Smacznego – wycedził, czując na sobie wyczekujące
spojrzenia pozostałych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz