niedziela, 1 marca 2015

Rodział 9.


                Sezon zaczął się spokojnie. Konkursy w Klingenthal i Kuusamo przebiegły dość dobrze. Andreas odczuwał lekki dyskomfort przed skokiem na Rucce, ze względu na upadek kilka lat temu. Anna usiadła obok niego w domku przeznaczonym do przygotowań niemieckich skoczków. Spojrzała na niego uważnie. Już nie gniewał się za tamtą dziewczynę. Wiadomo, że nie próżnował i znalazł sobie nową towarzyszkę na wieczór.
- Nie bój się – powiedziała cicho.
- Łatwo Ci mówić – prychnął. – Wygrzmociłaś kiedyś o zeskok z prędkością 100 km/h?
- Nie, ale podejrzewam, że to straszne uczucie.
- Czemu tu siedzisz? Idź pocieszać Marinusa! – warknął po chwili wpatrywania się w jej twarz.
- Krzyczeć to sobie na psa możesz w domu, ale nie na mnie! Żebyś wiedział, że pójdę. Gnij dalej w tym strachu. Albo zawołam Sarę, to Cię rozluźni odpowiednio – dodała tuż przy jego uchu. Spojrzał na nią tymi wielkimi niebieskimi oczami z przerażeniem. Puściła mu oczko i udała się na zewnątrz w poszukiwaniu Krausa.


***


                Nienawidził jej. Za to, że była taka przemądrzała, że tak dobrze masowała i tak dobrze go poznała przez te kilka tygodni. Anna Fletcher była zagadką. Raz potrafiła flirtować jak mało kto, a raz była kompletnie niedostępna. Stanowiła dla niego tajemnicę do rozwiązania i coraz częściej myślał o niej inaczej niż o wrednej babie.
                Wziął narty na ramię i pomaszerował na górę. W domku dla skoczków na szczycie skoczni był olbrzymi taras widokowy. Krajobraz zapierał dech w piersiach. Wziął głęboki oddech. Nawet kilkunastostopniowy mróz mu nie przeszkadzał. Zupełnie jakby się znieczulał.
- O czym tak dumasz? – Richie podszedł do niego i poklepał go po ramieniu.
- Zastanawiam się, co by było, gdybym nie był taki jaki jestem... – wyrwało mu się.
- Byłbyś kimś innym – zachichotał.
- Richie...
- Andi, zastanów się. Źle Ci?
- Jestem chamem.
- Bo sypiasz co jakiś czas z obcą dziewczyną?
- Bo sypiam prawie codziennie z nową dziewczyną, a potem wyrzucam je na bruk z rana bez słowa...


***


                Anna czekała na skoczków obok niemieckiego sztabu szkoleniowego. Co jakiś czas spoglądała na telefon i rozczulała się nad wspólnym zdjęciem z Grace widniejącym na jej tapecie. Tęskniła za córką i nie ukrywała tego. Do Lillehammer musiała jeszcze wytrzymać. Dopiero wtedy wracali do domów. Jeszcze 1,5 tygodnia.
- Tęsknisz? – usłyszała głos Wernera.
- Aż tak to widać? Nie zauważyłam kiedy podszedłeś.
- Jeszcze trochę. Do Titisee praktycznie pojedziesz z domu.
- I tak za nią tęsknię. Sara nie ma takiego problemu. Wybyła gdzieś przed konkursem i nigdzie jej nie widać. Sev narzeka na ten cholerny staw...
- Przestań zmieniać niewygodne tematy!
- Tak mi łatwiej.
- Już po konkursie, więc mam nadzieję, że zaraz zrobisz wywiad środowiskowy z chłopakami i przy kolacji dostanę raport.
- Tak jest szefie – uśmiechnęła się lekko.


***


                Pił już chyba szóste piwo w barze. Lekko chichotał się pod nosem i uśmiechał w kierunku niezbyt urodziwych Finek, ale nie miał wyjścia. Ładniejszych nie ogarnął wzrokiem.
- Kończ – kilkanaście Euro pojawiło się na blacie przed nim. Wellinger spojrzał na swojego wybawcę i zobaczył Annę.
- Anna, słoneczko – momentalnie dostał czkawki.
- Idziemy. Dobranoc – wzięła go na ramię i próbowała zaprowadzić do wyjścia.
- Skąd wiedziałaś, że tu jestem? – próbował obmacać jej tyłek, ale momentalni strzepnęła jago dłoń z tamtego miejsca.
- A gdzie Cię można zastać? Albo z dziwkami w pokoju, albo pijanego w barze – uderzyło go mroźne powietrze.
- Rozchoruję się.
- Alkohol Cię grzeje – wpakowała go do vana. Rozłożył się na siedzeniu i zaczął histerycznie śmiać. Pokiwała z niedowierzaniem głową. – Idiota. No zwyczajnie idiota. – Wybrała numer Marinusa. – Hej. Pomożesz mi?


***


                Bolała go głowa. Niemiłosiernie. Z dworu wpadało jaskrawe słońce. Zapomniał zasunąć rolet, tak przynajmniej myślał za pierwszym razem. Dopiero po chwili zorientował się, że śpi w samych bokserkach, a to nie jest normą. Ktoś go musiał tutaj dotransportować.
                Spojrzał na szafkę nocną i zobaczyć tabletki na kaca, które znał doskonale i szklankę soku. Obok leżała broszurka hotelu i coś było na niej nabazgrane. Podsunął bliżej oczu i starał się przeczytać.
                „Andreasie...Pijany gnoju! Tak, zdecydowanie lepiej. Przyprowadziłam Ciebie tutaj w stanie nieważkości. Zabroniłam przynoszenia do Ciebie alkoholu, rozebrałam Cię z ubrań, co może skutkować limem pod twoim okiem, gdyż usilnie próbowałeś mi się dobrać do majtek. A po trzecie, zapłaciłam za Ciebie, jeśli nie pamiętasz. O 8 masz być na śniadaniu. Werner nic nie wie. Anna.”
         Spojrzał na zegarek. 7:46. Pięknie. Szybko powędrował pod prysznic i wrócił wyraźnie otrzeźwiony. Ubrał się, umył zęby i uczesał swoją nienaganną fryzurkę.
               W jadalni Anna wsuwała śniadanie wraz z resztą kadry. Większość patrzyła z politowaniem na jego skacowaną twarz. Usiadł bez słowa obok szatynki, ze względu na jedyne wolne miejsce.

- Dzień dobry. Smacznego – wycedził, czując na sobie wyczekujące spojrzenia pozostałych. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz