niedziela, 12 lipca 2015

Nowe dziecko

Nie sądziłam, że się uda, ale startuję z nową historią :))

Początek wszystkiego już 18 lipca.

Mam nadzieję, że się spodoba :))

niedziela, 21 czerwca 2015

Epilog.


                Dopiero w pokoju, gdy była sama pozwoliła łzom płynąć swobodnie po policzkach. Płakała gorzko. Nie rozumiała tej niesprawiedliwości, ale miała pracę. Nie musiała aż tak zmieniać swojego życia. Werner zrobił dla niej naprawdę dużo.
                Usłyszała pukanie. Nie chciała, by ją nękano.
- Ana, otwórz – usłyszała znajomy głos, którego tak potrzebowała. Wpuściła go do środka i przylgnęła do jego silnych ramion. – Oboje wiemy, że w czystej walce dostałabyś o miejsce – ucałował jej głowę.
- Ale tutaj nie miałam szans od początku.
- Gdyby nie Ty, nie zrozumiałbym tylu rzeczy – zmusił ją, by spojrzała mu w oczy. – Ty cholerna mendo! – zachichotał. – Postawiłem się tym dupkom - dodał spokojniej.
- Co? – spojrzała na niego zaskoczona.
- Zagroziłem, że odejdę z kadry, jeśli zatwierdzą to czupiradło.
- Co Ty robisz? Zwariowałeś? – chciała się wyrwać.
- Nie tylko ja. Chłopcy też.
- Jesteście niepoważni. Kim ja jestem, żeby się tak dla mnie poświęcać?
- Cudowną kobietą.
- Przestań – chwycił jej podbródek w dłonie i zmusił, by na niego spojrzała.
- Kocham Cię – powiedział to z tak ogromnym spokojem i pewnością.
- Żartujesz? – nie mogła złapać oddechu.
- Nie. Kocham Cię Ana – uśmiechnął się szeroko do niej. – Od zawsze Cię kocham. Może powiesz coś? – spytał po chwili, widząc, że ją zatkało.
- Nie mogę w to uwierzyć...
- Uwierz. Kochanie moje – przytulił ją do siebie. – Nie wyobrażam sobie swojego życia bez Ciebie. Jesteś dla mnie wszystkim. Byłem głupi ignorując to uczucie. Ale tylko z tobą czułem się szczęśliwy. Co ja mówię! Tylko z tobą jestem szczęśliwy!
- Ja Ciebie też kocham – w środku zalewała ją fala szczęścia i miłości. Walczył o nią. Kochał ją. W końcu znalazła kogoś, kto kochał ją równie mocno, jak ona jego. Poczuła jego wargi na swoich. Był taki czuły i delikatny w swoich pocałunkach. Jakby chciał jej pokazać, jak wiele dla niego znaczy. Że to nie jest chwilowe.
Oderwała się od niego i spojrzała mu w oczy. Poczuła taką nieopisaną radość. Wskoczyła na niego i przytuliła mocno do siebie. Objął ją ramionami i przygarnął do siebie.
- Nie znałem Ciebie z tej strony – zaśmiał się głośno.
- Ja siebie też. Dziękuję – dotknęła jego policzka dłonią.
- Za co? Że zrobiłem wszystko, żebyś została ze mną?
- Nikt nigdy nie zrobił dla mnie czegoś takiego.
- To się przyzwyczajaj, kochanie. Teraz będę Cię rozpieszczał takimi rzeczami. Ciebie i Grace.


***


                Powrót do Niemiec był przyjemny. Nie musiała się ukrywać z niczym. Andreas pozwolił jej wtulić się w siebie i nie odstępował jej na krok. Chciał pojechać z nią do Mittenwald i powiedzieć Grace, że postara się zastąpić jej ojca. Bo pokochał to dziecko jak swoje. Od pierwszego dnia.
- Myślisz, że jak to przyjmie? – spytał ją, szepcząc na ucho.
- To mądre dziecko. Ale poczekajmy z tym chwilę. Daj nam ochłonąć.
- Aż za takiego kretyna mnie miałaś?
- Nie chcesz wiedzieć...
- W życiu bym nie pomyślał - przeczesał swoją dłonią włosy. Wszystko tak nagle się zmieniło. I na dodatek było dokładnie tak jak powinno być. Poczuł ulgę. W końcu jego życie zaczynało mieć jakiś głębszy sens. Z najwspanialszą na świecie kobietą przy boku. I żadna różnica wieku nie mogła tego zepsuć. Oboje byli skazani na siebie. 
-Obiecasz mi coś? – spytał. Spojrzała mu w oczy. – Nie zdradź mnie. Błagam Cię. Nie wiem jakbym to zniósł.
- Nie masz się o co martwić – pogładziła dłonią jego ramiona, obejmujące ją w talii.


***


2 lata późnej...

                |Otworzyła zaspane oczy. Rozejrzała się po pomieszczeniu i spojrzała na maleńki zegarek stojący na szafce nocnej. 7 rano. Dotknęła swojego zaokrąglonego brzucha. Za 3 miesiące mieli przywitać ich pierwsze wspólne dziecko. Andreas spał obok niej, wtulony w jej ramię jak w poduszkę.
                Grace była wniebowzięta, gdy dowiedziała się, że będzie miała braciszka. Od tamtego czasu prawie wszystko się zmieniło. Był środek maja. Mieszkali w ich własnym domku, tuż przed Ga-Pa. Był mały, przytulny, z widokiem na góry i co najważniejsze, pełen miłości.
                Wysunęła się w objęć narzeczonego i udała do kuchni. Wstawiła wodę na herbatę. Od dawna niedzielne poranki nie były takie spokojne. Przygotowała stos kanapek i ustawiła na stole w jadalni. Otworzyła drzwi na taras. Miała doskonały widok na szczyty Alp. Oparła się o framugę i zaciągnęła górskim powietrzem.
- Ładnie to tak uciekać z rana? – poczuła usta ukochanego na karku. Objął ją ramionami w pasie i mocno przytulił do siebie.
- Nie chciałam Cię budzić.
- Jak maleństwo? – dotknął jej brzucha i pogładził go dłonią.
- Spokojne. Zjesz coś?
- Ciebie – ugryzł płatek jej ucha. Spojrzała na niego jak na dziecko.
- Mówię poważnie.
- Usiądź na tarasie. Wszystko przyniosę tutaj. Zjemy śniadanie na świeżym powietrzu – odparł i po chwili zniknął w kuchni. Wykonała jego polecenie. Po kilku minutach na dworze pojawiła się Grace. Przytuliła do mamy i ucałowała jej policzek.
- Tata powiedział, że zjemy tutaj – uśmiechnęła się szeroko. Anna była szczęśliwa, że mała traktowała Andreasa jak własnego ojca. On z resztą strasznie wydoroślał.. Zajmował się przybraną córką jak swoją. Na każde „tata”, „córeczko”, czy jakiekolwiek tego typu słowo, reagowała łzami w oczach. Od narodzin Grace marzyła o takich momentach.
                Gdy dowiedziała się, że jest w ciąży, zamarła. Koszmar z przed 8 lat wrócił do jej umysłu. Bała się mu powiedzieć. Że ucieknie, że zostawi ją samą. Tym razem z dwójką dzieci...


*


- Ciąża... – gdy w końcu odważyła się to powiedzieć, czekała jak na ścięcie.
- Tak. Drugi miesiąc.
- Kochanie – uśmiechnął się szeroko, powodując, że całe zaskoczenie zniknęło z jego twarzy.
- Cieszysz się?
- Oczywiście! Grace potrzebuje rodzeństwa. Kocham was i zawsze chciałem, by moje nasienie też coś genialnego stworzyło.
- Tak się bałam...
- Nie ma czego. Nie zostawię Cię. Za bardzo Cię kocham – zrozumiała że wszystko będzie dobrze.


*


                Z zamyślenia wyrwał ją sam zainteresowany.
- Nad czym tak myślisz?
- Ja go nazwiemy?
- Hmm – popatrzył na Grace. – Może Mario?
- Mario?
- Mamo, ładne imię.
- Mario Wellinger... – zamyśliła się. Podobało jej się z każdym kolejnym powtórzeniem w głowie. – Zgadzam się. Niech będzie Mario – uśmiechnęła się szeroko. Spojrzała na uśmiechniętego Andreasa i Grace. Miała wszystko czego potrzebowała do szczęścia.



KONIEC.


*****

Uff. W końcu udało mi się dokończyć jakieś opowiadanie ;)
Strasznie dziękuję Wam za odwiedzanie, czytanie i w szczególności komentowanie tego opowiadania. Historia Anny i Andreasa zdecydowanie jest zdecydowanie jedną z lepszych jakie napisałam. (O reszcie lepiej nie wspominać :P )
Może jeszcze w te wakacje pojawi się prolog historii, która zaprząta moją głowę od mniej więcej lutego. Więcej szczegółów za jakiś czas. Najpierw muszę się uporać ze swoim zagmatwanym życiem (żeby nie mówić burdelem w życiu). Ale, nie ma tego złego :)) Co nas nie zabije, to nas wzmocni, prawda? Tak więc mam nadzieję, że do zobaczenia. Wkrótce :)
Pozdrawiam Was serdecznie wszystkie i jeszcze raz dziękuję za czytanie. Jest mi niezmiernie miło, że poświęciłyście czas na tą banalną historię. 
Wiem, że rozdziały za krótkie, zbyt ogólne, ale chyba nie to było moim zamysłem, by opisywać. Chciałam chyba udowodnić sobie, że mogę jednak napisać coś z sensem i że istnieją happy endy i wyjścia z dziwnych sytuacji :)
Jeszcze raz.
Dziękuję :)))

sobota, 13 czerwca 2015

Rozdział 24.

                Nadeszła długo oczekiwana Planica. Anna denerwowała się jak diabli. Bo wiedziała, że w porównaniu z Sarą wypada nieźle, ale miała dwa zwolnienia lekarskie i nie była córką faceta z zarządu.
                Była rozczarowana sobą. Thomas najwyraźniej znalazł sobie kogoś, Marinus już całkiem poważnie myślał o Norweżce, a ona nadal sama. Andreas wrócił do starych nawyków. Widziała wczorajszej nocy jak ładował się, oczywiście wstawiony, do swojego pokoju z jakąś brunetką. Była wściekła. On nigdy się nie zmieni. Kochała go, ale to na nic się zdawało. On nadal był dzieckiem. Raz stawał się dla niej oparciem, by potem, kompletnie ogłupiony, pieprzyć się z jakąś małolatą w pokoju.
                Na śniadaniu dosiadł się do niej. Spojrzała na niego zaskoczona.
- Mogę? – spytał, dopiero widząc jej zdziwione spojrzenie.
- Po co?
- O co chodzi?
- Spytaj się tej lampucyny – kiwnęła głową na rozochoconą brunetkę, z którą widziała wczoraj Andreasa.
- Co ona tu robi?! – wstał i momentalnie pozbył się jej z jadalni. – Przepraszam.
- Nie przepraszaj. Przecież to część twojego życia. Muszę przywyknąć.
- Ana! O co chodzi?
- O to, że jesteś fałszywym gnojem.
- Nie obiecywałem Ci nic – dodał. Spojrzała na niego beznamiętnym spojrzeniem.
- Racja. Co ja sobie w ogóle wyobrażam! – prychnęła i wstała od stolika, nawet nie dotykając jedzenia na talerzu.


***


                Wieczorem usłyszała pukanie do drzwi. Nie miała ochoty się ruszyć, ale pukanie nie ustawało. Wściekła otworzyła drzwi i spojrzała na równie zdenerwowanego Andreasa.
- Nie możesz mnie tak traktować.
- Oczywiście, że mogę – warknęła.
- Nie możesz. Owszem, miałaś prawo czuć się oszukana.
- Cieszę się, że to mówisz – prychnęła.
- Mogę? Czy mam kontynuować na korytarzu? – wpuściła go bez słowa do środka.
- Słucham – oparła się o ścianę i z założonymi na piersi rękoma, czekała na jego dalsze wywody.
- Nie wiem co to jest, ale odczuwam przy tobie tak skrajne i niezrozumiałe emocje – podszedł bliżej. – Ana, proszę, nie uciekaj mi – przytrzymał ją w ramionach. – Próbowałem różnych sposobów by o tobie zapomnieć, ale nie umiem. Gdy jesteś obok to wariuję. Od początku. Nie wiem co ty w sobie masz takiego, ale fakt, że jest Grace, jeszcze bardziej sprawia, że chcę się tobą zająć – oparł czoło o jej.
- Nie mów tak. Grace to nie zabawka.
- Wiem. Urzekła mnie od samego początku. Wychowałaś ślicznego szkraba.
- Andi – chciała się odsunąć, ale chwycił jej twarz w dłonie.
- Chcę Cię mieć przy sobie. Chcę się o Ciebie troszczyć. Chcę, żebyś była szczęśliwa – odparł, patrząc w jej zielone oczy. Bez słowa wpiła się w jego usta.
                Pozwalała mu na wszystko tej nocy. Była tak cholernie spragniona i zachłanna jego dotyku na swoim ciele. Szybko dotarli do łóżka, po drodze rozrzucając swoje ubrania wokoło. On jej pragnął równie mocno jak ona jego. Dwoje ludzi, którym cholernie na sobie zależało.


***


                Rankiem obudziła się z leżącym na jej klatce piersiowej Andresie, który przytulał ją do siebie z całej siły. Objęła go ramionami. Miała go dla siebie. Cała noc była cudowna. Wiedziała, że jest jedną z wielu, ale nie przeszkadzało jej to w tym momencie. Ucałowała jego głowę. Kochała tego wariata z każdym dniem coraz mocniej.
- Nie śpisz już? – wymruczał. Spojrzał na nią zaspanymi oczami i z błogim uśmiechem na ustach. Ucałował jej szyję.
- Przed chwilą się obudziłam – odparła.
- Najlepsza noc w moim życiu – wysunął się z jej objęć i pozwolił teraz jej wtulić się z niego.
- Doprawdy? – zachichotała.
- Wiem co mówię – kolejny pocałunek spoczął na jej czole. – Jak stoimy z czasem? – spojrzał na zegarek. – Muszę iść. Zaraz śniadanie i ostatni konkurs – odsunęła się od niego.
- Andi? – zaczęła, gdy zaczął się ubierać. Spojrzał na nią uśmiechnięty. – Dziękuję.
- Za co? – dotknął jej policzka.
- Że próbujesz choć udawać.
- Ja nic nie udaję – założył spodnie i po chwili pocałował ją czule w usta. Gdy miał już wychodzić, zawrócił i chwycił jej twarz w dłonie. – To dziwne, bo to nie ja Ciebie wyrzucam z pokoju, tylko ty mnie.
- Nie wy... – skutecznie uciszył ją pocałunkiem.
- Nie przerywaj mi. Nie wiem co to jest. Dawno pozbyłem się dobrych uczuć, ale daj mi czas – musnął jej czoło i z wielkim uśmiechem opuścił jej pokój.
                Oparła się o bezgłowie i westchnęła. Poczuła się szczęśliwa. On zachowywał się naprawdę dojrzale. Nic jej nie obiecał, ale pokazał, że zależy mu na niej bardziej niż na pozostałych dziewczynach.


***


                Po imprezie pożegnalnej sezonu, zebrali się w salce, w piwnicach hotelu w którym mieszkali. Wiedzieli, że decyzja już zapadła. Anna usiadła obok Wellingera i Krausa. Andreas chwycił jej dłoń i masował ją kciukiem. Chciał dodać jej otuchy, bo widział najwyraźniej jak mocno denerwuje się tym faktem. Chwile potem do pomieszczenia wchodzi smutny Werner. Doskonale znają wyniki. Sarah wesoło nuciła coś niezrozumiałego na krześle z przodu.
- Moi drodzy, bez przedłużania. Zarząd – podkreślił – stwierdził prawie jednogłośnie, że Sarah zostaje w kadrze narodowej, a Anna będzie współpracować z kadrą B. Tyle udało mi się wynegocjować – spojrzał na nią smutno.
                Andreas wściekły zerwał się z krzesła i wyszedł, trzaskając drzwiami. Sarah wstała i również opuściła pomieszczenie. Werner usiadł naprzeciwko Anny.
- Wiesz, że o ciebie walczyłem.
- Wiem trenerze.
- Jesteś najlepsza. Niestety te tlenione kudły wygrały – oczy zaszkliły jej się momentalnie.
- Dziękuję.
- Udało mi się wynegocjować etat dla ciebie. Wiem, że dla ciebie i małej to zawsze coś – dodał ciszej.

- Jestem wam strasznie wdzięczna za ten cały sezon. Pokochałam was jak rodzinę i będzie mi was strasznie brakować – odpowiedziała łamiącym głosem, tak by wszyscy mogli usłyszeć. 

***

Spokojnie, już niedługo koniec :P
Zostaje jedynie epilog. 
:D

sobota, 6 czerwca 2015

Rozdział 23.


                Obudził ją dzwonek do drzwi. Spojrzała na zegarek. Wskazywał 20:34. Musiała zasnąć oglądając telewizję. Otworzyła drzwi i zobaczyła Andreasa.
- Co tu robisz? – spytała. Jeszcze jego jej tu brakowało.
- Przyjechałem porozmawiać.
- Bo?
- Wzięłaś urlop i nie powiedziałaś co się stało. Martwiłem się.
- Wejdź – zaprosiła go do środka. – Ale bądź cicho – poprosiła.
- Dlaczego? – ściągnął kurtkę i buty w przedpokoju. Dopiero po chwili zobaczył małe czarne kozaczki. – Opiekujesz się jakimś dzieckiem?
- To jakieś dziecko jest moje – odparła sucho. – Herbaty? – minęła go i udała się do kuchni.


***


                Stał w progu i przyglądał się małej Grace. Zaskoczony, wręcz zszokowany, tymi rewelacjami, nie mógł funkcjonować. Ana miała dziecko. Najsłodsze na ziemi dziecko.
                Wrócił do kuchni i usiadł na przeciw Anny.
- Słucham. Chcesz mi nawrzucać, że marudzę o Twoim sypianiu z przypadkowymi dziewczynami, a sama mam małe dziecko?
- Nie. Nie będę Cię o nic pytał. Rozumiem.
- Nic nie rozumiesz.
- Zrozum w końcu, że nie jestem Twoim wrogiem.
- Czego chcesz?
- Powiedzieć Ci, że jesteś dzielna i jestem pod wrażeniem. Idź spać, a ja posiedzę z małą – dodał widząc jej zmęczenie.
- Nie ma mowy.
- Powiedziałem - odparł stanowczo.
- Będziesz się ze mną licytował w moim mieszkaniu?
- Będę robił to co dla Ciebie dobre.
- Jesteś gościem!
- Ale zostanę z małą – oboje tak zajęli się krzykami na siebie, że nie zauważyli zszokowanej Grace, stojącej w progu.
- Mamo... – usłyszała Anna. Wysunęła rączki w kierunku córki i posadziła na kolanach. Dziewczynka patrzyła zaciekawiona na mężczyznę.
- To jest wujek Andreas – przedstawiła ich sobie. Grace od razu zapałała ufnością do Wellingera, bo momentalnie znalazła się na jego kolanach.
- Witaj szkrabie. Jak się czujesz? Nie powinnaś chodzić boso, kiedy jesteś chora – upomniał ją z uśmiechem.
- Wujku, pocytas mi? – standardowe pytanie. Anna westchnęła. Nie mogła zrozumieć dlaczego to dziecko jest tak ufne w stosunku do obcych.
- Tak. Ale najpierw wyślemy mamę do łóżka, bo jest zmęczona, co? – spytał blondyneczkę.
- Tak! Wujek się zajmie mną – odpowiedziała.
- Mama do łóżka spać, a ja idę czytać tej małej królewnie bajeczkę – wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni. Anna nie była zadowolona z obrotu spraw, ale była mu wdzięczna. O nic nie pytał, nie oceniał, nie zachował się w stosunku do jej dziecka źle. Musiała uszanować jego wolę.


***


                Gdy obie spały, z samego rana wybrał się po świeże pieczywo do sklepu i coś na kanapki. Chciał im zrobić śniadanie i się nimi zająć. Kilkanaście minut później na stole w kuchni stały 3 kubki z herbatą, kanapki i papka z jabłek dla małej.
- Nie śpisz? – do kuchni weszła zaspana Anna.
- Dzień dobry – uśmiechnął się szeroko na jej widok.
- Witam – spojrzała na stolik. – Zwariowałeś do reszty?
- Chciałem zrobić wam niespodziankę.
- Ale jak to?
- Zwyczajnie. Siadaj i jedz. Małą nakarmimy za chwilę.


***


                Gdy się rozluźnił, powiedział wszystko. O dziewczynie, która zdradziła go dwa lata temu. On skakał radośnie po kontuzji, bo się załapał, a ona puszczała się z ich sąsiadem. Dowiedział się przypadkiem, bo pijana wstawiła zdjęcie z nim na Ig. Poczuł się jak nic niewarte gówno i dlatego postanowił sobie pofolgować i pozwolił na traktowanie kobiet w ten sposób.
- Na początku dla zemsty, a potem zaczęło mi się to podobać.
- Bo karałeś je na każdym kroku?
- Wiesz jaka to była ulga, gdy dowiedziała się, że z kimś spałem? Nawet jak to wyszło do innych ludzi.
- Nie zabolało Cię nigdy, że traktujesz kobiety jak przedmiot? Że my też mamy uczucia?
- Szukałem raczej takich, którym ten niepisany układ odpowiadał.
- Niektóre godziły się na to, bo nazywasz się Andreas Wellinger.
- Wiem. Ale nie musiałem się martwić o nic, tylko o trwałość gumek.
- To jest chore – złapała się za głowę.
- Uwierz mi, nie jest.
- Zastanawia mnie jedno. Od kiedy Ci odmówiłam w pociągu, nie chciałeś podbijać od nowa.
- Zauważyłem, że jesteś inna niż one. Nie wiem co mnie wtedy podkusiło. Jesteś śliczną kobietą i ślicznie wyglądasz jak myślisz albo się denerwujesz.
- Andi... – wywróciła oczami. – Ani słowa o Grace?
- Nie. Nie sądzę, żebyś specjalnie się w to wpakowała. Ojciec małej chociaż wam pomaga?
- Nie wie o Grace. Nie wie gdzie mieszkamy.
- A alimenty?
- Nie zwykłam się nigdy nikogo prosić.
- Chodzi o dziecko, a nie o Ciebie.
- Nigdy nie byłeś na moim miejscu. A z resztą... Jakbyś się zachował wobec człowieka, który dawał Ci pieniądze na usunięcie dziecka i nowy start w życiu?
- Nie wiem.
- Nie wyobrażałam sobie, by usunąć ciążę. Nie żałuję ani minuty. Grace jest najwspanialszą rzeczą jaka mi się przytrafiła.

- Chodź – wysunął w jej kierunku dłoń. Stała oparta o blat, z kubkiem herbaty w ręku. Zmarszczyła brwi na jego słowa, ale zrozumiała, że nie ma złych zamiarów. Przylgnęła do niego mocno. Poczuł, że zaczyna mu ufać. – Obiecuję, że ode mnie nikt się nie dowie.

wtorek, 2 czerwca 2015

Liebster Award

Cóż, zostałam nominowana do Liebster Award już jakiś czas temu, ale odkładałam to aż do tego momentu. Częściowo ze względu na brak czasu, a częściowo na lenistwo. PRZEPRASZAM!

Ale teraz udało się wygospodarować chwilkę i oto jestem :D
Bardzo, bardzo, bardzo, bardzo serdecznie dziękuję za nominację! :D
Dziękuję Agacie Grzesik i Bloggerrka :D
Jeszcze raz przepraszam, że tak późno.


*****


Zasady:
          Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie  obserwatorów więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.

*****

Pytania od Bloggerrki:
1. Ulubiony sportowiec?
Sebastian Vettel.
2. Dlaczego piszesz opowiadania?
Mogę na chwilę oderwać się od rzeczywistości i dać upust temu co się w mojej głowie mieści.
3. Ulubiony Przedmiot w szkole?
W szkole lubiłam matmę :D
4. Kraj, który chciałbyś/-abyś odwiedzić?
Włochy, Niemcy, Hiszpania, Monako, Szwajcaria, Austria, Norwegia... Pół świata ogólnie.
5. Kto jest dla Ciebie wzorem i dlaczego?
Tajemnica :))
6. Jakie jest Twoje nastawienie do życia?
Staram się myśleć pozytywnie i pracować, bo wiem, że ciężka praca popłaca :)
7. Ulubiony klub piłkarski?
Borussia Dortmund.
8. Co jest Twoją pasją?
Sport i kibicowanie. Poza tym jazda na nartach.
9. Od jak dawna piszesz opowiadania?
Zaczęłam w gimnazjum, miałam chyba 13 lat, ale zaliczyłam 4-letnią przerwę i wróciłam niedawno. Najpierw do szuflady, a potem ten blog :)
10. Co sprawia, że chcesz pisać kolejne rozdziały na swoim blogu?
Po pierwsze, chcę dokończyć historię. Nienawidzę niedokończonych spraw. A po drugie, widzę, że czytacie, co niesamowicie mnie cieszy :D
11. Co jest dla Ciebie inspiracją przy tworzeniu nowych postów?
Wszystko dookoła może być inspiracją. Czasem pomysł przychodzi w najmniej spodziewanym miejscu i momencie :))

***


Pytania od Agaty:
1. Od jak dawna interesujesz się skokami narciarskimi?
Zaczęłam standardowo, od dziecka, siedząc przed telewizorem z rodzicami i oglądając Adama.
2. Twój ulubiony skoczek? Za co go cenisz?
Gregor Schierenzauer (za całokształt, bo jest jaki jest, ale dzięki niemu przeżyłam wiele pięknych emocji) i Andreas Wellinger (jest młody i zdolny. Zwyczajnie w niego wierzę).
3. Co skłoniło Cię do założenia bloga?
Namówiła mnie pewna osoba :P Bo powinnam pokazać światu swoje historyjki :))
4. Jakie masz plany na nadchodzące wakacje? 
Praca i sama nie wiem. Nie planuję, bo zawsze wychodzi dupa.
5. Chciałabyś coś swoim życiu zmienić?
Chciałabym być bardziej śmiała i mniej się wszystkim przejmować.
5. Czym interesujesz się po za skokami narciarskimi?
Formuła 1, tenis, siatkówka, sporty zimowe, piłka nożna.
6. Czy Twoi znajomi wiedzą, że piszesz bloga?
Nie ;P
7. Jak wyobrażasz siebie za 15 lat?
Szczęśliwa i spełniona matka i żona ;P
8. Gdzie znajduje się Twoja ulubiona skocznia?
Innsbruck.
9. Posiadasz jakieś autografy skoczków i nie tylko?
Niestety.
10. Co jest twoją najmocniejszą stroną?
Intuicja (jednocześnie najgorszą).
11. Jakie są Twoje marzenia?
Patrz punkt 7 ;))

*****

Najtrudniejszy punkt- nominacje:


*****

Moje pytanka:

1. Co Cię najbardziej cieszy w życiu?
2. Najważniejsza osoba w życiu to...
3. Gdybyś mogła coś zmienić wokół siebie?
4. Największe marzenie?
5. Ulubiony sport i sportowiec?
6. Co wpłynęło na napisanie tego opowiadania?
7. Kiedy zainteresowałaś się pisaniem?
8. Bez czego nie wyobrażasz sobie życia?
9. Rodzina czy praca?
10. Twoja największa wada?
11. Twoja największa zaleta?

*****

Jeszcze raz dziękuję serdecznie za nominację :D
Pozdrawiam :D






niedziela, 31 maja 2015

Rozdział 22


                Czuła się paskudnie z tym jak go traktowała. Bo powiedział jej za dużo. Nie jego sprawa z kim jest, ale wiedziała też, że coś go tknęło. Udawanie, że kocha Thomasa nie miało sensu. Ile razy mijała Wellingera i Morgensterna, to przy młodszym serce biło jej jak oszalałe.
                Pewnego wieczoru w jej pokoju zjawił się smutny Thomas.
- Stało się coś? – przywitała go buziakiem w policzek.
- Anna, powiedz mi prawdę – poprosił.
- Prawdę?
- Kochasz mnie? – spytał żałosnym tonem. Nie miała pojęcia co robić.
- Dlaczego pytasz?
- Bo chcę żebyś była szczęśliwa.
- Thomas...
- Odpowiedz – poprosił.
- Nie chcę.
- Nie kochasz, prawda? – kiwnęła przecząco głowa, nawet na niego nie patrząc.
- Ale szanuję i bardzo lubię. Chciałabym Cię kochać.
- Anna – westchnął. – Dlaczego? Dlaczego tak długo udawałaś?
- Nie udawałam! No w porządku. Kocham Cię, ale jak przyjaciela.
- Czułem to.
- Przepraszam – odparła.
- Anna – podszedł do niej i mocno przytulił. – Nie gniewam się. Po prostu musiałem wiedzieć.
- Nie powinnam Cię wykorzystywać.
- Nie wykorzystałaś mnie. Ja sam zawaliłem.
- Ty?
- Myślałem, że można kogoś zmusić do miłości. Że sama obecność wystarczy.
- Przepraszam...
- Nie. Koniec z tym! Będziemy przyjaciółmi. Nasze córki się lubią, my się dogadujemy. Damy radę – odparł i przytulił ją mocno do siebie.
- Co ja bym bez Ciebie zrobiła? – przylgnęła do niego mocno.
- Jesteś zbyt silna, by nie zrobić nic. Pójdę już, co? – popatrzył na nią i uśmiechnął się lekko.
- Nie jesteś zły?
- Nie.
- Na pewno?
- Tak. Jeszcze jakieś pytania? – zachichotał.
- Dziękuję.


***


                Czuła się lżej. Nie musiała już dźwigać tego ciężaru na swoich barkach. Thomas zachowywał się całkiem normalnie i miała wrażenie, że oboje zdecydowanie się pomylili. W konkursie na normalnej skoczni Niemcy nie zdobyli medali, a na dużej Wellinger załapał się ledwo na brąz. Dobre i to.
                Z tych mistrzostw wracali kompletnie bez jakiegokolwiek ducha. Wszystko uleciało z nich po skoczni dużej. Drużynówka i mikst też wyszły tragicznie. W obu jedynie brąz, co sugerowało, że po powrocie do Niemiec będą czytali brednie o sobie i wysłuchiwali jak bardzo zawalili. 
                Anna smutno obserwowała swoich chłopaków. Wypompowani, znużeni, wściekli. Wszyscy co do jednego. W samolocie siedziała znowu obok Andreasa. Spoglądała na niego z nadzieją, że wysili się na słaby uśmiech. Nie doczekując się niczego, przytuliła się do jego ramienia. Gdy jej nie odrzucił, poczuła, że zdecydowanie tego potrzebował. Oboje tego potrzebowali.


***


                Grace dostała zapalenia oskrzeli i Anna musiała wziąć wolne w pracy. Lisa zdecydowała się wyprowadzić do nowego faceta. Szatynka kompletnie nie rozumiała swojej matki. Zostawiała ją z małym dzieckiem, samą.
- Wiem, że się złościsz, ale porozmawiamy i zrozumiesz.
- A Grace? Nie mogłaś poczekać do marca?
- Anna, do cholery nie jestem opiekunką małej! Mogę ci pomagać, ale nie będę wypełniać twoich zasranych obowiązków. Jesteś matką. Wiem, że pracujesz, ale nie wymagaj ode mnie, że podporządkuję swoje życie do twojego.
- Ale mamo!
- Posłuchaj – dodała spokojniej. – Kocham Grace i pomogę Ci przez te 3 tygodnie. Ale potem musisz coś wymyślić.
- I tak nie zostawiasz mi wyboru.
- Zrobię kawę. Porozmawiamy – odparła starsza z grona.


***


                Stephan Mayer, lat 60, emeryt. Nowy ukochany jej matki. Poznali się na spacerze w parku. Oboje mają wnuczęta i jakoś poszło. Anna zaczynała się uspokajać. W końcu jej matka też miała prawo do szczęścia.
- Zrozum, ja nie robię tego nikomu na złość, ale należy mi się coś na stare lata.
- Mamo, przepraszam – odparła skruszona. – Faktycznie myślę tylko o sobie.
- Nie twoja wina. Przyzwyczaiłyśmy się do takiego obrotu spraw. Ale Grace dorasta, a wiem, że i Ty masz kogoś na oku.
- Kogoś kto jest kompletnie dla mnie niedostępny.
- Bo?
- Bo nie wie o Grace, jest za głupi, żeby zrozumieć życie ledwo wiążącej koniec z końcem kobiety.
- Może zbyt pochopnie go oceniasz?
- Mamo... Już dawno przestałam się łudzić.
- Chyba jednak nie.
- Bo?
- Bo go kochasz – odparła. Wstała od stołu i dopakowała walizkę. – Na mnie pora. Poradzisz sobie?
- Tak mamo – odpowiedziała. Nadal była w szoku po oczywistych rewelacjach mamy.

- Jak coś, to jestem piętro wyżej – uśmiechnęła się szeroko i zatrzasnęła za sobą drzwi.

niedziela, 24 maja 2015

....

Przerwa w nadawaniu....
Przepraszam, ale właściwie nie mam czasu na nic.
Oszalały ludziska na uczelni i muszę odrobinę pocisnąć.
Ale wracam w sobotę!!!!
(Tak szybko się mnie nie pozbędziecie) :D
Pozderki :D

sobota, 16 maja 2015

Rozdział 21

                Werner zdecydował się na Richarda, Severina. Marinusa, Wanka i Wellingera. Sprawdzony skład. Najrówniejsza forma jak na ten czas i miał przeczucie, że go nie zawiodą.
                Anna pakowała swoje rzeczy do ukochanej walizki w kropki. Grace oglądała bajeczkę w salonie i cichutko podśpiewywała pod nosem. Lisy wciąż nie było, ale miała wrócić do godziny czasu. Anna spojrzała na zegarek. Za 4 godziny miała samolot do Helsinek. Cała kadra miała zjawić się na lotnisku w Monachium. A sam dojazd trwał 2 godziny. Umówiła się z Wellingerem i Krausem, że zabierze się z nimi ich samochodem. Mieli być za kilka minut. Denerwowała się. Te mistrzostwa były dla niej przełomem. Nigdy nie uczestniczyła w takich imprezach, a teraz ma zająć się dyspozycją 5 osób, które mają walczyć o medale. Mistrzowie olimpijscy. Ale to brzmiało. Czasem zapominała z kim pracuje.
                Stanęła w progu i obserwowała córeczkę. Grace spojrzała na mamę i uśmiechnęła się szeroko.
- Mamusiu, długo Cię nie będzie?
- Dwa tygodnie. Ale zleci – usiadła obok niej i przytuliła do siebie. – Wiesz, że mama cię bardzo kocha i robi to dla Ciebie?
- Wiem. Babcia mówi, ze jest z Ciebie dumna.
- Ja z was też. Bo tak dzielnie sobie radzicie.
- Mamo, a kiedy wujek Thomi przyjedzie?
- Może po mistrzostwach. Chcesz pobawić się z Lilly?
- Tak. Wujek powiedział, że jestem baldzo gzecna – zachichotała.
- Bo jesteś aniołeczku – ucałowała jej główkę.
- Jestem! – donośny krzyk Lisy wyrwał je z zamyślenia.
- Dobrze. Chłopaki zaraz będą. Gdzie ty się podziewasz całymi dniami? – podeszła bliżej i spytała.
- Powiem Ci jak wrócisz. Nie tego załatwiać w 5 minut.
- Mamo!
- Obiecuję. Ale jedź szczęśliwie i zadzwoń.
- Nie mogłabym nie zadzwonić, bo muszę wiedzieć, że radzisz sobie z moim dzieckiem – zachichotała.
- Nie rób głupstw – dodała.
- A to do czego się miewa?
- Nie szukaj ojca dla Grace na siłę. Nie kieruj się tylko jej dobrem, ale spójrz na siebie i jak Twoje życie będzie wyglądać.
- Mamo... – wywróciła oczami.
- Jeśli Ty będziesz kogoś kochać, to i Grace pokocha tego faceta. Nie mieszaj sobie w życiu – poprosiła.
- Jakby było mało skomplikowane.
- Obie znamy prawdę – dodała. Telefon Anny wydobył z siebie znajomy dźwięk. Andreas.
- Muszę iść. Już są.
- Powodzenia i trzymaj się – przytuliła córkę.
- Kochanie chodź do mamy, bo jedzie – poprosiła Grace.
- Kocham Cię mamusiu – przytuliła się do jej szyi.
- Ja Ciebie też. Bądź grzeczna – ucałowała jej czoło. Postawiła na ziemi i ubrała kurtkę. Wzięła walizkę i torebkę i udała się do wyjścia.


***


                W samochodzie panowała dziwna atmosfera. Andreas siedział jako pasażer i patrzył się przed siebie bez słowa. Anna z tyłu, obładowana dookoła torbami, obserwowała go kątem oka. A Marinus... Marinus prowadził i nucił pod nosem. Najwidoczniej zaczynał chłopak odżywać po tym toksycznym uczuciu, które do niej żywił.
- Powiedzcie coś – poprosiła. Andreas odwrócił głowę w jej stronę. Jego wzrok był totalnie pusty. Od kiedy wybiegł z jej pokoju nie rozmawiali.
- Marinus się zakochał – odparł smutno, odwracając wzrok.
- Naprawdę! – uśmiechnęła się szeroko. – Tak się cieszę. Uściskałabym Cię, ale nie mam jak!
- Uwierz mi Anna, że ja też się cieszę. Bez urazy, ale tkwienie w martwym punkcie niczego nie załatwiało.
- Cieszę się. Naprawdę – jedyna pozytywna rzecz tego dnia. Andreas nadal ją ignorował i z jego twarzy nie można było nic wyczytać.


***


                W samolocie przypadło jej miejsce właśnie obok niego. Cieszyła się jak małe dziecko, ale z jego miny można było wyczytać, że siedzi tu na skaranie.
- Powiesz mi o co chodzi? – spytała szeptem.
- O nic – warknął.
- Andi – poprosiła. – Mówiłeś, że chcesz się zaprzyjaźnić. A od wtargnięcia Thomasa zachowujesz się jakbym Cię uraziła.
- Nie uraziłaś! – odparł głośno. Pierwszy raz od startu samolotu na nią spojrzał.
- Dlatego krzyczysz?
- Informuję.
- Informuj ciszej – odparła. Wiedziała, że to nic nie da.
- Przepraszam – usłyszała. – Ana, bo ja...
- Wellinger! – usłyszeli krzyk Marinusa. – Gdzie do cholery masz mój prezent?!
- W walizce. Uspokój się. Nie jesteś sam – odparł chłodno.
- Dokończ, proszę – powiedziała nie spuszczając z niego wzroku.
- Nie umiem, gdy jesteś z Morgim.
- Żartujesz? – zmarszczyła brwi. – To ty się możesz pieprzyć z miliardem lasek, a ja nie mogę mieć chłopaka?
- Nie o to chodzi...
- A o co? Nadal sobie myślisz nie wiadomo co? Obiecałeś...
- Ana – szepnął. Ale nie chciała go słuchać. Założyła słuchawki i zamknęła oczy, ignorując go.


***


                Od kilku minut spała słodko obok niego. Mógłby na nią patrzeć praktycznie cały czas. Ana była wyjątkowa. Pytała, to jej odpowiedział. Chciał, żeby była szczęśliwa, ale nie mógł znieść triumfu Thomasa. Za bardzo się z tym nosił. Nawet jego największy kompan Gregor nie wytrzymywał.
                Gdy wylądowali, dotknął delikatnie jej policzka.
- Ana, jesteśmy – liczył, że się obudzi od razu.
- Już? – mruknęła. Dopiero, gdy zrozumiała kto jest obok, zerwała się nagle.

- Spokojnie. Nic Ci nie zrobię – odparł i zajął się sobą.

sobota, 9 maja 2015

Rozdział 20

                Wróciła. Bez uprzedzenia. Tak po prostu. Spojrzała na niego z wyrzutem. Znał ten wzrok. Była zła. Nie zadzwonił, nie przejął się. Spojrzał w podłogę. Za bardzo go bolał ten widok.
- Wyszedł. Zaraz ma wrócić. Ale jaja, stary! Anna nam wróciła – poklepał do Wanki po plecach. Uśmiechnął się krzywo.
- Cieszę się. Naprawdę się cieszę – chciał jej dać do zrozumienia, że nie kłamie, co udowodnił spoglądając na nią i mówiąc to z przekonaniem.
- Też się cieszę, że wróciłam. Pójdę znaleźć Sarę, albo Wernera. Muszę zobaczyć postępy – minęła go bez słowa i wyszła.


***


                Wieczorem utknęła na przeglądaniu statystyk. Werner poprosił ją, by pomogła mu wybrać piątkę na Lahti. Ufał jej, ale to wymagało nie tylko jego oka, jako trenera, ale także pomocy kogoś, kto obserwuje ich od dawna. Musiała postawić na tych, których forma szła w górę, albo tych ustabilizowanych. Westchnęła głęboko. Za duża odpowiedzialność na dzień dobry. Nie było jej tutaj prawie miesiąc.
                Usłyszała pukanie do drzwi. Była pewna, że to Morgi, więc otwarła i bez słowa chciała wrócić na łóżko.
- A gdyby to był złodziej? – spytał swoim ironicznym tonem. Zamarła w miejscu. – Mogę? Chciałbym porozmawiać. Jeśli masz ochotę oczywiście… – kiwnęła mu głową i zaprosiła do środka. Pokazała fotel przy stoliczku do kawy. Usiadł bez słowa i czekał na jej ruch.
- Boli Cię coś? Jakiś problem? – spytała beznamiętnie. W środku aż kotłowało się od emocji. Rozsadzała ją radość i gniew jednocześnie. Złożyła papiery i odłożyła na stoliczek nocny. Spojrzała na Wellingera i czekała na odpowiedź.
- Nie. Wszystko w porządku. Chodzi raczej o prywatne sprawy.
- My nie mamy prywatnych spraw – zaznaczyła.
- Przepraszam, że się nie odzywałem – zignorował jej odpowiedź i kontunuował. – Nie chciałem burzyć Ci układania sobie tego w głowie.
- Czego? Wszystko było na swoim miejscu. Chyba, że chcesz mi zasugerować, że mam nie po kolei w głowie...
- Ana! – prawie krzyknął. Wzdrygnęła się. Faktycznie przesadzała. Andreas w momencie wstał i usiadł obok niej na łóżku. – Martwiłem się jak cholera! Gdyby nie ja, byłabyś zdrowa. To moja wina.
- Mogłam się ubrać. Kto normalny biega z rozpiętą kurtką, bez czapki i szalika.
- Gdybym tego nie powiedział, to wyglądałoby to inaczej. Ale nie mogłem inaczej. Nie zasługiwałem na Ciebie – dodał.
- Nie rozumiem – zaczynała się gubić. Cała silna wola ją opuściła.
- Potrzebujesz dojrzałego faceta. A ja wiem, że umiem czarować. Zagalopowałem się. Proszę, nie gniewaj się. Ana, ja tak bardzo chcę, żeby było jak dawniej.
- Nie wiem czy potrafię – nie patrzyła na niego.
- Spróbujmy – dotknął jej dłoni. Przeszedł ją dreszcz. Spojrzała w te jego niebieskie oczy. Były takie szczere. – Zależy mi na tym.
- Dobrze – ulżyło jej. Martwił się.
- Ha! – usłyszeli huk. – Myszko zobacz co mam! Załatwiłem sobie klucz do twojego pokoju! – Thomas wszedł do pokoju numer 516 i zaskoczony spojrzał na Andreasa i Annę.
- Ja już pójdę – Wellinger gwałtownie zabrał dłoń, z dłoni Anny i praktycznie wybiegł z jej pokoju.
- A temu co?
- Chciał pogadać, a Ty przerwałeś. Zbyt gwałtownie – upomniała go. Może i dobrze, że przyszedł? Kto wie co by się wydarzyło. Jedno jest pewne. Andreas wracał do jej życia ze zdwojoną siłą i nikt nie mógł jej odebrać dobrego nastroju.
- Oj tam. Niech wie, gdzie jego miejsce.
- Morgi...
- No już – musnął jej usta.
- Idę spać – dała mu do zrozumienia, że powinien iść.
- Już?
- Masz jutro kwalifikacje. Zmykaj – poprosiła go.
- Dobranoc – uśmiechnął się szeroko i wyszedł.


***


                Był zły. Znowu. Chciał pobyć z nią, zbliżyć się do niej. Od kiedy wróciła, czuł się lepiej. Była obok, temperowała jego zachowania, uspokajała to wszystko. Nawet nie miał ochoty na wyrywanie panienek.
- Co tak siedzisz sam? – Marinus dosiadł się do niego przy śniadaniu.
- A tak. Co tam?
- Poznałem kogoś – uśmiech nie schodził mu z twarzy. Andreas uśmiechnął się szeroko.
- W końcu! Gdzie, kiedy? Mów!
- Pomału – zachichotał. – Pracuje tutaj. Tamta blondyneczka – skinął głowę na jedną z pracownic hotelu, która zajmowała się wymianą tacy z wędliną.
- Ładna. Czyli z Aną koniec?
- Śmiesznie to mówisz – zachichotał ponownie. Zaczynał go tym drażnić. – Anna powiedziała, że możemy być przyjaciółmi. Wiem, że nie mam na co liczyć. Nie chcę dłużej się łudzić. Popatrz ile ślicznych dziewczyn wokoło.
- Szukasz mi dziewczyny na wieczór? – zachichotał.
- Raczej na stałe. Bo oboje wiemy, że już dawno się wyleczyłeś z tamtego gówna. Tylko nie chce Ci się z tym skończyć.

- Za wcześnie. A po drugie mistrzostwa za pasem. Chcę pocisnąć i wejść do kadry – zbył go. Ostatnie na co miał ochotę, to tłumaczenie mu, że teraz leczy się z kogoś innego...

sobota, 2 maja 2015

Rozdział 19

Obiecuję, że nadrobię...


***


                Gdy poszedł odetchnęła z ulgą. Wiedział. O wszystkim. Chociaż on miał świadomość na czym stoi. Ona sama jej nie miała. Jej serce należało do kogoś z dwójki Morgenstern-Wellinger. Bardzo chciała by to był Thomas. Dojrzały, ustatkowany facet, który ją szanuje i nie okłamuje. Zna prawdę i się stara. Nie mógłby jej zranić. A Wellinger? Gówniarz, któremu wszystko przychodzi za łatwo. Oparła się o ścianę i wzięła głęboki oddech. Czuła się coraz lepiej i powrót do pracy zbliżał się wielkimi krokami. Czas na przedsięwzięcie czegokolwiek.


***


                Z samego rana pojechała na kontrolę do miejscowego szpitala. Okazało się, że już wszystko w porządku, ale dla świętego spokoju powinna jeszcze tydzień poczekać. Ominęły ją konkursy w Polsce, ale wiedziała, że im później wróci, tym dla niej lepiej.
                Thomas dzwonił codziennie i pytał o jej stan. Był kochany i troskliwy. Nawet czasami rozmawiał z Grace. Anna zaczynała się przekonywać do niego coraz bardziej. Facet świata poza nią i jej dzieckiem nie widział. Mogło być coś lepszego?
                Wieczorem zjawił się u niej z bukietem czerwonych róż i winem.
- Gdzie masz małą? – wpuściła go do środka. Uśmiechnęła się szeroko na jego widok.
- Dla Ciebie – podał jej kwiaty. – Z Kristiną.
- Wolne, więc się ruszyłeś z domu? – wskazała dłonią na kuchnię. – Grace śpi, więc jeśli się nie gniewasz, to usiądziemy w kuchni, dobrze?
- Nie ma problemu – odparł. – Stęskniłem się – podszedł do niej i objął rękoma w talii. Poczuła dreszcze na całym ciele.
- Ja też – uśmiechnęła się szeroko. Nie kłamała.
- Zaczynam naprawdę się cieszyć, że zrobiłem tyle kilometrów. Miałem nadzieję, że choć trochę się ucieszysz.
- Zawsze się cieszę na twój widok.
- Uszczypnij mnie! – zachichotali. Chwilę potem pocałował ją najdelikatniej i najczulej jak potrafił. Z nim czuła się jak księżniczka.
- Może chcesz przenocować tutaj? Mam wygodną kanapę – zaproponowała.
- Zaskakująca dzisiaj jesteś.
- Dużo myślałam.
- Nieprawdopodobne - zachichotał.
- Też tak sądzę. Ale mam ciekawe wnioski.
- Zapewne. Uraczysz mnie jakimś?
- Ufam Ci. Nie zepsuj tego – poprosiła. W odpowiedzi poczuła jego usta na swoich.


***


                Wracał do starych nawyków. Kiedy Anna zniknęła z kadry przez chorobę, poczuł wolność. Szalał po klubach, wyrywał dziewczyny, zaliczał jedną po drugiej. Byleby wyrzucić z głowy pannę Fischer. Obiecał się od niej odsunąć i nie chciał niszczyć teoretycznej zgody między nimi. Jasne, że się martwił, ale nie mógł do niej zadzwonić po tym wszystkim. Potraktował ją naprawdę źle i zdziwiłby się, gdyby dziewczyna przyjęła to ze spokojem i udawała, że nic się nie stało.
                Marinus chodził jak struty. Wrócił do kadry z nadzieją, że ją zobaczy, porozmawiają, a Anna była w domu. Nawet nie wiedział gdzie mieszka. Jak ona mogła pomyśleć, że coś z tego ich „czegoś” mogłoby być?
- Piwo? – postawił przed Krausem czteropak i spojrzał na niego serdecznie.
- Czego chcesz?
- Widzę, że coś nie gra.
- Wszyscy widzą.
- Ale ja chcę pomóc.
- Sprawisz, że mnie pokocha?
- Nie jestem wróżką – odparł smutno.
- Powiedziała, że chciałaby mnie kochać. Ale nie umie. Nie może.
- Docenia fakt, że jesteś genialnym człowiekiem.
- Ale mnie nie kocha!
- Ja mam gorzej. Mnie nikt nie kocha – zachichotał żałośnie. Zdecydowanie zdziwił się szczerością swojego głosu.
- Mama Cię kocha – prychnął. Wszyscy znali mamę Andreasa, która swojego malutkiego syneczka kocha ponad życie i nie da mu nic zrobić. Gdyby się dowiedziała co wyprawia po nocach...
- Poza nią...
- Wiesz... – zaczął. – Na początku myślałem, że Anna coś do Ciebie czuje. Bo od was zawsze biło coś takiego... Jak patrzyliście na siebie, to nikt wokoło nie istniał. Denerwujesz ją, ale jej się to chyba podoba.
- Nie. Anna jest zbyt dojrzała na takiego durnia jak ja.
- Jesteś pewien? – zdziwił się.
- Anna potrzebuje faceta. Odpowiedzialnego, takiego który się nią zajmie. A nie dzieciaka, który zalicza panny dla rozrywki.
- Oboje wiemy dlaczego.
- To nieważne. Ja nie potrzebuję dziewczyny, ona gówniarza do opieki. To nie mogłoby wypalić.
- Jest jeszcze Thomas...
- Pan dojrzały... – oboje westchnęli. Zdecydowanie denerwował ich ten sympatyczny facet. Bo nic do niego nie mieli. Ale każda kobieta, zestawiając ich razem, wybrałaby najstarszego.


***


                Była zła. Bo nie dzwonił, miał ją gdzieś, bo miała uraz po tym co powiedział. Normalna kobieta nazwałaby go gówniarzem i poszła dalej. Ale nie ona. Z Morgim zaczynało się robić coraz poważniej. Spotykali się dość często i nie szczędzili czułości. Trzymali za ręce i tak dalej. Właściwie to on się zachowywał jak zakochany facet, a ona się wstydziła pokazać cokolwiek.
                Kilka godzin temu wylądowała w Vikkersund. Norweskie powietrze jej służyło, bo czuła się genialnie. Na terenie skoczni widziała znajome twarze, które serdecznie ją pozdrawiały. Podeszła w znajome miejsce. Zapukała cicho do domku skoczków i weszła. Kilkanaście pytających spojrzeń skupiło się na niej.
- Cześć. Wróciłam – uśmiechnęła się licho.
- Dzięki Bogu! – Wanki podszedł do niej i mocno uściskał. – Tęskniliśmy wszyscy!
- Dzięki – odsunęła się od niego. – Gdzie...?
- Poszła coś zjeść. Ponoć u nas nic nie ma do jedzenia... – odparł Richie.
- A energetyki?
- Nie ma Ciebie, nikt nie robi zapasów...
- Dobrze, że wróciłam – wywróciła oczami. – Pora się wami zająć. Zmizernieliście.
- Czuję się jak przy mamie – zachichotał brunet. Anna spojrzała na Marinusa. Uśmiechnął się zrozumiale. Nic im nie powiedział. Poczuła się dobrze. Mogła im ufać.

- Chłopaki, gdzie jest Werner? – do budki wszedł dobrze znany osobnik, który widząc Annę kompletnie zamarł.

sobota, 25 kwietnia 2015

Rozdział 18

Brak czasu na wszystko... Przepraszam za zaległości na blogach. Na pewno nadrobię :))


***


                Werner wysłał ją do domu. Albo raczej kazał zgłosić do szpitala. Nie wyglądała rano lepiej. Czuła się okropnie. Jeden ze statystyków zawiózł ją do szpitala w Innsbrucku. Okazało się, że ma zapalenie płuc i zostanie w szpitalu co najmniej tydzień na obserwacji, a potem pomyślą co dalej.
                Leżała sama na sali. Dostawała mnóstwo leków. Musiała powiadomić mamę i córkę o stanie zdrowia. Wolałaby dostać zwolnienie i zaszyć się w Mittenwald na jakiś czas. Teoretycznie wybaczyła Wellingerowi, ale czy można zapomnieć o czymś tak perfidnym?



***



                Cieszył się jak dziecko na powołanie na Kulm. Cieszył się, że wraca, że spotka się z kolegami, że zobaczy Annę. Miał nadzieję, że już mu wybaczyła to co powiedział. Stawił się z samego rana, w czwartek, na skoczni i wesoło maszerował do boksu dla Niemców. Ku jego zaskoczeniu, w środku byli wszyscy, oprócz Anny.
- Krausi! – podbiegli i przywitali się z nim wesoło.
- Jednak ktoś tęsknił – zachichotał.
- Wszyscy.
- Sarah, wróciłaś? – spojrzał na blondynkę. Wykrzywiła buzię w uśmiechu.
- Ktoś musi zastąpić tą chorą pokrakę.
- Pilnuj się dziewczyno! – warknął Werner. – Anna jest w domu. Ma zapalenie płuc i 3 tygodnie zwolnienia – posmutniał. Liczył, że ją zobaczy. Cała energia z niego wyparowała.
- Szkoda – tylko na tyle go było stać.
- Nie martw się. Wróci. Już ja tego dopilnuję – zachichotał Schuster. – Do roboty panowie.


***


                Dawno nie oglądała skoków w TV. Od jakiegoś czasu, mając niektórych na wyłączność, nie potrzebowała powtórek czy transmisji. Teraz zwyczajnie za nimi tęskniła. Przywykła, że są częścią jej życia. Nawet widok Wellingera był dla niej czymś przyjemnym.
                W poniedziałek wieczorem zajmowała się Grace, bo Lisa wyszła na tajemnicze spotkanie zaraz po obiedzie. Od kilku dni znikała na kilka godzin i wracała w szampańskim nastroju. Zastanawiała się, czy jej matka kogoś ma. Bo w sumie kto by jej zabronił. To nadal całkiem młoda duchem, zadbana i zdrowa kobieta.
                Grace kolorowała malowankę w kuchni przy stole. Anna popijała herbatę z miodem i przyglądała się swojej córce. To wszystko przerwał im dzwonek do drzwi. Nikogo się nie spodziewała o tej porze...


***


Kilka godzin wcześniej...

- Ja mogę je zawieźć – Marinus zjawił się w sztabie właściwie znikąd. Przechodził i usłyszał, że trzeba jej zawieźć papiery i bez wahania zaproponował siebie.
- To nie jest dobry pomysł – z jakiś powodów Werner nie chciał do tego dopuścić.
- Dlaczego?
- Musiałbyś wiedzieć...
- Ale ja wiem – blefował. Ale był przy tym tak pewny siebie, że Werner nie mógł mu odmówić.
- Tu masz adres. Ale zadzwoń, że będziesz.
- Żeby uciekła? – odparł i wyszedł cały w skowronkach.


***


- Marinus?! – pisnęła na jego widok. Nie wiedziała co robić. Nie da rady ukryć Grace, a nie mogła go wyrzucić.
- Cześć. Mam coś dla Ciebie – odparł niepewnie.
- Mamo, kto to? – w korytarzu pojawiła się mała szatyneczka i przytuliła do nogi Anny. Pięknie... Teraz już muszę mu powiedzieć...
- Masz ochotę na herbatę? – zapytała zszokowanego Niemca. Kiwnął lekko głową i wpuściła go do środka.


***


                Od tych rewelacji kręciło mu się w głowie. Ma córkę. Śliczną, malutką szatyneczkę.
- Dlatego się ukrywałaś? Odrzucałaś mnie?
- Nikt oprócz Wernera nie wiedział. I prosiłam go, by nikogo z was do mnie nie przysyłał. Nie chciałam z tym się wychwalać, dopóki nie będę pewna posady. Zrozum, potrzebuję tej pracy. Grace rośnie.
- A ojca dla niej nie potrzebujesz? – mała wdrapała się na kolana do chłopaka.
- Wujku, pocytas mi? – spytała. Anna skinęła głową, by dać mu znak czy nie ma nić przeciwko.
- Ale nie męcz wujka... – poprosiła.
                Spojrzała na skoczka z jej dzieckiem. Wyglądali uroczo. Ale czy jak ojciec z córką? Raczej jak wujek z siostrzenicą. Nie kochała go. Chciała dla małej jak najlepiej, ale nie potrafiłaby udawać przy nim, że jest z nim szczęśliwa.
                Gdy Grace zasnęła, usiedli w kuchni. Musiała go uświadomić. Żeby nie miał złudzeń.
- Wiesz w czym jest problem?
- W czym?
- Nie kocham Cię – odparła smutno. – Chciałabym, bo jesteś genialnym człowiekiem i masz podejście do niej, ale nie potrafię być z kimś kogo nie darzę uczuciem. Bardzo Cię lubię, ale jako przyjaciela.
- Wiem o tym. Ale ja Cię kocham. I polubiłem twoją córkę. Jestem w stanie poczekać.
- Nie. Nie pozwolę Ci namarnowanie życia. Proszę Cię.
- Jesteś pewna? – dopytał smutno.
- Tak. Chcę być szczera.
- Dziękuję Ci za to – wysilił się na słaby uśmiech, ale i tak miała wyrzuty sumienia, że była taka stanowcza.