niedziela, 31 maja 2015

Rozdział 22


                Czuła się paskudnie z tym jak go traktowała. Bo powiedział jej za dużo. Nie jego sprawa z kim jest, ale wiedziała też, że coś go tknęło. Udawanie, że kocha Thomasa nie miało sensu. Ile razy mijała Wellingera i Morgensterna, to przy młodszym serce biło jej jak oszalałe.
                Pewnego wieczoru w jej pokoju zjawił się smutny Thomas.
- Stało się coś? – przywitała go buziakiem w policzek.
- Anna, powiedz mi prawdę – poprosił.
- Prawdę?
- Kochasz mnie? – spytał żałosnym tonem. Nie miała pojęcia co robić.
- Dlaczego pytasz?
- Bo chcę żebyś była szczęśliwa.
- Thomas...
- Odpowiedz – poprosił.
- Nie chcę.
- Nie kochasz, prawda? – kiwnęła przecząco głowa, nawet na niego nie patrząc.
- Ale szanuję i bardzo lubię. Chciałabym Cię kochać.
- Anna – westchnął. – Dlaczego? Dlaczego tak długo udawałaś?
- Nie udawałam! No w porządku. Kocham Cię, ale jak przyjaciela.
- Czułem to.
- Przepraszam – odparła.
- Anna – podszedł do niej i mocno przytulił. – Nie gniewam się. Po prostu musiałem wiedzieć.
- Nie powinnam Cię wykorzystywać.
- Nie wykorzystałaś mnie. Ja sam zawaliłem.
- Ty?
- Myślałem, że można kogoś zmusić do miłości. Że sama obecność wystarczy.
- Przepraszam...
- Nie. Koniec z tym! Będziemy przyjaciółmi. Nasze córki się lubią, my się dogadujemy. Damy radę – odparł i przytulił ją mocno do siebie.
- Co ja bym bez Ciebie zrobiła? – przylgnęła do niego mocno.
- Jesteś zbyt silna, by nie zrobić nic. Pójdę już, co? – popatrzył na nią i uśmiechnął się lekko.
- Nie jesteś zły?
- Nie.
- Na pewno?
- Tak. Jeszcze jakieś pytania? – zachichotał.
- Dziękuję.


***


                Czuła się lżej. Nie musiała już dźwigać tego ciężaru na swoich barkach. Thomas zachowywał się całkiem normalnie i miała wrażenie, że oboje zdecydowanie się pomylili. W konkursie na normalnej skoczni Niemcy nie zdobyli medali, a na dużej Wellinger załapał się ledwo na brąz. Dobre i to.
                Z tych mistrzostw wracali kompletnie bez jakiegokolwiek ducha. Wszystko uleciało z nich po skoczni dużej. Drużynówka i mikst też wyszły tragicznie. W obu jedynie brąz, co sugerowało, że po powrocie do Niemiec będą czytali brednie o sobie i wysłuchiwali jak bardzo zawalili. 
                Anna smutno obserwowała swoich chłopaków. Wypompowani, znużeni, wściekli. Wszyscy co do jednego. W samolocie siedziała znowu obok Andreasa. Spoglądała na niego z nadzieją, że wysili się na słaby uśmiech. Nie doczekując się niczego, przytuliła się do jego ramienia. Gdy jej nie odrzucił, poczuła, że zdecydowanie tego potrzebował. Oboje tego potrzebowali.


***


                Grace dostała zapalenia oskrzeli i Anna musiała wziąć wolne w pracy. Lisa zdecydowała się wyprowadzić do nowego faceta. Szatynka kompletnie nie rozumiała swojej matki. Zostawiała ją z małym dzieckiem, samą.
- Wiem, że się złościsz, ale porozmawiamy i zrozumiesz.
- A Grace? Nie mogłaś poczekać do marca?
- Anna, do cholery nie jestem opiekunką małej! Mogę ci pomagać, ale nie będę wypełniać twoich zasranych obowiązków. Jesteś matką. Wiem, że pracujesz, ale nie wymagaj ode mnie, że podporządkuję swoje życie do twojego.
- Ale mamo!
- Posłuchaj – dodała spokojniej. – Kocham Grace i pomogę Ci przez te 3 tygodnie. Ale potem musisz coś wymyślić.
- I tak nie zostawiasz mi wyboru.
- Zrobię kawę. Porozmawiamy – odparła starsza z grona.


***


                Stephan Mayer, lat 60, emeryt. Nowy ukochany jej matki. Poznali się na spacerze w parku. Oboje mają wnuczęta i jakoś poszło. Anna zaczynała się uspokajać. W końcu jej matka też miała prawo do szczęścia.
- Zrozum, ja nie robię tego nikomu na złość, ale należy mi się coś na stare lata.
- Mamo, przepraszam – odparła skruszona. – Faktycznie myślę tylko o sobie.
- Nie twoja wina. Przyzwyczaiłyśmy się do takiego obrotu spraw. Ale Grace dorasta, a wiem, że i Ty masz kogoś na oku.
- Kogoś kto jest kompletnie dla mnie niedostępny.
- Bo?
- Bo nie wie o Grace, jest za głupi, żeby zrozumieć życie ledwo wiążącej koniec z końcem kobiety.
- Może zbyt pochopnie go oceniasz?
- Mamo... Już dawno przestałam się łudzić.
- Chyba jednak nie.
- Bo?
- Bo go kochasz – odparła. Wstała od stołu i dopakowała walizkę. – Na mnie pora. Poradzisz sobie?
- Tak mamo – odpowiedziała. Nadal była w szoku po oczywistych rewelacjach mamy.

- Jak coś, to jestem piętro wyżej – uśmiechnęła się szeroko i zatrzasnęła za sobą drzwi.

niedziela, 24 maja 2015

....

Przerwa w nadawaniu....
Przepraszam, ale właściwie nie mam czasu na nic.
Oszalały ludziska na uczelni i muszę odrobinę pocisnąć.
Ale wracam w sobotę!!!!
(Tak szybko się mnie nie pozbędziecie) :D
Pozderki :D

sobota, 16 maja 2015

Rozdział 21

                Werner zdecydował się na Richarda, Severina. Marinusa, Wanka i Wellingera. Sprawdzony skład. Najrówniejsza forma jak na ten czas i miał przeczucie, że go nie zawiodą.
                Anna pakowała swoje rzeczy do ukochanej walizki w kropki. Grace oglądała bajeczkę w salonie i cichutko podśpiewywała pod nosem. Lisy wciąż nie było, ale miała wrócić do godziny czasu. Anna spojrzała na zegarek. Za 4 godziny miała samolot do Helsinek. Cała kadra miała zjawić się na lotnisku w Monachium. A sam dojazd trwał 2 godziny. Umówiła się z Wellingerem i Krausem, że zabierze się z nimi ich samochodem. Mieli być za kilka minut. Denerwowała się. Te mistrzostwa były dla niej przełomem. Nigdy nie uczestniczyła w takich imprezach, a teraz ma zająć się dyspozycją 5 osób, które mają walczyć o medale. Mistrzowie olimpijscy. Ale to brzmiało. Czasem zapominała z kim pracuje.
                Stanęła w progu i obserwowała córeczkę. Grace spojrzała na mamę i uśmiechnęła się szeroko.
- Mamusiu, długo Cię nie będzie?
- Dwa tygodnie. Ale zleci – usiadła obok niej i przytuliła do siebie. – Wiesz, że mama cię bardzo kocha i robi to dla Ciebie?
- Wiem. Babcia mówi, ze jest z Ciebie dumna.
- Ja z was też. Bo tak dzielnie sobie radzicie.
- Mamo, a kiedy wujek Thomi przyjedzie?
- Może po mistrzostwach. Chcesz pobawić się z Lilly?
- Tak. Wujek powiedział, że jestem baldzo gzecna – zachichotała.
- Bo jesteś aniołeczku – ucałowała jej główkę.
- Jestem! – donośny krzyk Lisy wyrwał je z zamyślenia.
- Dobrze. Chłopaki zaraz będą. Gdzie ty się podziewasz całymi dniami? – podeszła bliżej i spytała.
- Powiem Ci jak wrócisz. Nie tego załatwiać w 5 minut.
- Mamo!
- Obiecuję. Ale jedź szczęśliwie i zadzwoń.
- Nie mogłabym nie zadzwonić, bo muszę wiedzieć, że radzisz sobie z moim dzieckiem – zachichotała.
- Nie rób głupstw – dodała.
- A to do czego się miewa?
- Nie szukaj ojca dla Grace na siłę. Nie kieruj się tylko jej dobrem, ale spójrz na siebie i jak Twoje życie będzie wyglądać.
- Mamo... – wywróciła oczami.
- Jeśli Ty będziesz kogoś kochać, to i Grace pokocha tego faceta. Nie mieszaj sobie w życiu – poprosiła.
- Jakby było mało skomplikowane.
- Obie znamy prawdę – dodała. Telefon Anny wydobył z siebie znajomy dźwięk. Andreas.
- Muszę iść. Już są.
- Powodzenia i trzymaj się – przytuliła córkę.
- Kochanie chodź do mamy, bo jedzie – poprosiła Grace.
- Kocham Cię mamusiu – przytuliła się do jej szyi.
- Ja Ciebie też. Bądź grzeczna – ucałowała jej czoło. Postawiła na ziemi i ubrała kurtkę. Wzięła walizkę i torebkę i udała się do wyjścia.


***


                W samochodzie panowała dziwna atmosfera. Andreas siedział jako pasażer i patrzył się przed siebie bez słowa. Anna z tyłu, obładowana dookoła torbami, obserwowała go kątem oka. A Marinus... Marinus prowadził i nucił pod nosem. Najwidoczniej zaczynał chłopak odżywać po tym toksycznym uczuciu, które do niej żywił.
- Powiedzcie coś – poprosiła. Andreas odwrócił głowę w jej stronę. Jego wzrok był totalnie pusty. Od kiedy wybiegł z jej pokoju nie rozmawiali.
- Marinus się zakochał – odparł smutno, odwracając wzrok.
- Naprawdę! – uśmiechnęła się szeroko. – Tak się cieszę. Uściskałabym Cię, ale nie mam jak!
- Uwierz mi Anna, że ja też się cieszę. Bez urazy, ale tkwienie w martwym punkcie niczego nie załatwiało.
- Cieszę się. Naprawdę – jedyna pozytywna rzecz tego dnia. Andreas nadal ją ignorował i z jego twarzy nie można było nic wyczytać.


***


                W samolocie przypadło jej miejsce właśnie obok niego. Cieszyła się jak małe dziecko, ale z jego miny można było wyczytać, że siedzi tu na skaranie.
- Powiesz mi o co chodzi? – spytała szeptem.
- O nic – warknął.
- Andi – poprosiła. – Mówiłeś, że chcesz się zaprzyjaźnić. A od wtargnięcia Thomasa zachowujesz się jakbym Cię uraziła.
- Nie uraziłaś! – odparł głośno. Pierwszy raz od startu samolotu na nią spojrzał.
- Dlatego krzyczysz?
- Informuję.
- Informuj ciszej – odparła. Wiedziała, że to nic nie da.
- Przepraszam – usłyszała. – Ana, bo ja...
- Wellinger! – usłyszeli krzyk Marinusa. – Gdzie do cholery masz mój prezent?!
- W walizce. Uspokój się. Nie jesteś sam – odparł chłodno.
- Dokończ, proszę – powiedziała nie spuszczając z niego wzroku.
- Nie umiem, gdy jesteś z Morgim.
- Żartujesz? – zmarszczyła brwi. – To ty się możesz pieprzyć z miliardem lasek, a ja nie mogę mieć chłopaka?
- Nie o to chodzi...
- A o co? Nadal sobie myślisz nie wiadomo co? Obiecałeś...
- Ana – szepnął. Ale nie chciała go słuchać. Założyła słuchawki i zamknęła oczy, ignorując go.


***


                Od kilku minut spała słodko obok niego. Mógłby na nią patrzeć praktycznie cały czas. Ana była wyjątkowa. Pytała, to jej odpowiedział. Chciał, żeby była szczęśliwa, ale nie mógł znieść triumfu Thomasa. Za bardzo się z tym nosił. Nawet jego największy kompan Gregor nie wytrzymywał.
                Gdy wylądowali, dotknął delikatnie jej policzka.
- Ana, jesteśmy – liczył, że się obudzi od razu.
- Już? – mruknęła. Dopiero, gdy zrozumiała kto jest obok, zerwała się nagle.

- Spokojnie. Nic Ci nie zrobię – odparł i zajął się sobą.

sobota, 9 maja 2015

Rozdział 20

                Wróciła. Bez uprzedzenia. Tak po prostu. Spojrzała na niego z wyrzutem. Znał ten wzrok. Była zła. Nie zadzwonił, nie przejął się. Spojrzał w podłogę. Za bardzo go bolał ten widok.
- Wyszedł. Zaraz ma wrócić. Ale jaja, stary! Anna nam wróciła – poklepał do Wanki po plecach. Uśmiechnął się krzywo.
- Cieszę się. Naprawdę się cieszę – chciał jej dać do zrozumienia, że nie kłamie, co udowodnił spoglądając na nią i mówiąc to z przekonaniem.
- Też się cieszę, że wróciłam. Pójdę znaleźć Sarę, albo Wernera. Muszę zobaczyć postępy – minęła go bez słowa i wyszła.


***


                Wieczorem utknęła na przeglądaniu statystyk. Werner poprosił ją, by pomogła mu wybrać piątkę na Lahti. Ufał jej, ale to wymagało nie tylko jego oka, jako trenera, ale także pomocy kogoś, kto obserwuje ich od dawna. Musiała postawić na tych, których forma szła w górę, albo tych ustabilizowanych. Westchnęła głęboko. Za duża odpowiedzialność na dzień dobry. Nie było jej tutaj prawie miesiąc.
                Usłyszała pukanie do drzwi. Była pewna, że to Morgi, więc otwarła i bez słowa chciała wrócić na łóżko.
- A gdyby to był złodziej? – spytał swoim ironicznym tonem. Zamarła w miejscu. – Mogę? Chciałbym porozmawiać. Jeśli masz ochotę oczywiście… – kiwnęła mu głową i zaprosiła do środka. Pokazała fotel przy stoliczku do kawy. Usiadł bez słowa i czekał na jej ruch.
- Boli Cię coś? Jakiś problem? – spytała beznamiętnie. W środku aż kotłowało się od emocji. Rozsadzała ją radość i gniew jednocześnie. Złożyła papiery i odłożyła na stoliczek nocny. Spojrzała na Wellingera i czekała na odpowiedź.
- Nie. Wszystko w porządku. Chodzi raczej o prywatne sprawy.
- My nie mamy prywatnych spraw – zaznaczyła.
- Przepraszam, że się nie odzywałem – zignorował jej odpowiedź i kontunuował. – Nie chciałem burzyć Ci układania sobie tego w głowie.
- Czego? Wszystko było na swoim miejscu. Chyba, że chcesz mi zasugerować, że mam nie po kolei w głowie...
- Ana! – prawie krzyknął. Wzdrygnęła się. Faktycznie przesadzała. Andreas w momencie wstał i usiadł obok niej na łóżku. – Martwiłem się jak cholera! Gdyby nie ja, byłabyś zdrowa. To moja wina.
- Mogłam się ubrać. Kto normalny biega z rozpiętą kurtką, bez czapki i szalika.
- Gdybym tego nie powiedział, to wyglądałoby to inaczej. Ale nie mogłem inaczej. Nie zasługiwałem na Ciebie – dodał.
- Nie rozumiem – zaczynała się gubić. Cała silna wola ją opuściła.
- Potrzebujesz dojrzałego faceta. A ja wiem, że umiem czarować. Zagalopowałem się. Proszę, nie gniewaj się. Ana, ja tak bardzo chcę, żeby było jak dawniej.
- Nie wiem czy potrafię – nie patrzyła na niego.
- Spróbujmy – dotknął jej dłoni. Przeszedł ją dreszcz. Spojrzała w te jego niebieskie oczy. Były takie szczere. – Zależy mi na tym.
- Dobrze – ulżyło jej. Martwił się.
- Ha! – usłyszeli huk. – Myszko zobacz co mam! Załatwiłem sobie klucz do twojego pokoju! – Thomas wszedł do pokoju numer 516 i zaskoczony spojrzał na Andreasa i Annę.
- Ja już pójdę – Wellinger gwałtownie zabrał dłoń, z dłoni Anny i praktycznie wybiegł z jej pokoju.
- A temu co?
- Chciał pogadać, a Ty przerwałeś. Zbyt gwałtownie – upomniała go. Może i dobrze, że przyszedł? Kto wie co by się wydarzyło. Jedno jest pewne. Andreas wracał do jej życia ze zdwojoną siłą i nikt nie mógł jej odebrać dobrego nastroju.
- Oj tam. Niech wie, gdzie jego miejsce.
- Morgi...
- No już – musnął jej usta.
- Idę spać – dała mu do zrozumienia, że powinien iść.
- Już?
- Masz jutro kwalifikacje. Zmykaj – poprosiła go.
- Dobranoc – uśmiechnął się szeroko i wyszedł.


***


                Był zły. Znowu. Chciał pobyć z nią, zbliżyć się do niej. Od kiedy wróciła, czuł się lepiej. Była obok, temperowała jego zachowania, uspokajała to wszystko. Nawet nie miał ochoty na wyrywanie panienek.
- Co tak siedzisz sam? – Marinus dosiadł się do niego przy śniadaniu.
- A tak. Co tam?
- Poznałem kogoś – uśmiech nie schodził mu z twarzy. Andreas uśmiechnął się szeroko.
- W końcu! Gdzie, kiedy? Mów!
- Pomału – zachichotał. – Pracuje tutaj. Tamta blondyneczka – skinął głowę na jedną z pracownic hotelu, która zajmowała się wymianą tacy z wędliną.
- Ładna. Czyli z Aną koniec?
- Śmiesznie to mówisz – zachichotał ponownie. Zaczynał go tym drażnić. – Anna powiedziała, że możemy być przyjaciółmi. Wiem, że nie mam na co liczyć. Nie chcę dłużej się łudzić. Popatrz ile ślicznych dziewczyn wokoło.
- Szukasz mi dziewczyny na wieczór? – zachichotał.
- Raczej na stałe. Bo oboje wiemy, że już dawno się wyleczyłeś z tamtego gówna. Tylko nie chce Ci się z tym skończyć.

- Za wcześnie. A po drugie mistrzostwa za pasem. Chcę pocisnąć i wejść do kadry – zbył go. Ostatnie na co miał ochotę, to tłumaczenie mu, że teraz leczy się z kogoś innego...

sobota, 2 maja 2015

Rozdział 19

Obiecuję, że nadrobię...


***


                Gdy poszedł odetchnęła z ulgą. Wiedział. O wszystkim. Chociaż on miał świadomość na czym stoi. Ona sama jej nie miała. Jej serce należało do kogoś z dwójki Morgenstern-Wellinger. Bardzo chciała by to był Thomas. Dojrzały, ustatkowany facet, który ją szanuje i nie okłamuje. Zna prawdę i się stara. Nie mógłby jej zranić. A Wellinger? Gówniarz, któremu wszystko przychodzi za łatwo. Oparła się o ścianę i wzięła głęboki oddech. Czuła się coraz lepiej i powrót do pracy zbliżał się wielkimi krokami. Czas na przedsięwzięcie czegokolwiek.


***


                Z samego rana pojechała na kontrolę do miejscowego szpitala. Okazało się, że już wszystko w porządku, ale dla świętego spokoju powinna jeszcze tydzień poczekać. Ominęły ją konkursy w Polsce, ale wiedziała, że im później wróci, tym dla niej lepiej.
                Thomas dzwonił codziennie i pytał o jej stan. Był kochany i troskliwy. Nawet czasami rozmawiał z Grace. Anna zaczynała się przekonywać do niego coraz bardziej. Facet świata poza nią i jej dzieckiem nie widział. Mogło być coś lepszego?
                Wieczorem zjawił się u niej z bukietem czerwonych róż i winem.
- Gdzie masz małą? – wpuściła go do środka. Uśmiechnęła się szeroko na jego widok.
- Dla Ciebie – podał jej kwiaty. – Z Kristiną.
- Wolne, więc się ruszyłeś z domu? – wskazała dłonią na kuchnię. – Grace śpi, więc jeśli się nie gniewasz, to usiądziemy w kuchni, dobrze?
- Nie ma problemu – odparł. – Stęskniłem się – podszedł do niej i objął rękoma w talii. Poczuła dreszcze na całym ciele.
- Ja też – uśmiechnęła się szeroko. Nie kłamała.
- Zaczynam naprawdę się cieszyć, że zrobiłem tyle kilometrów. Miałem nadzieję, że choć trochę się ucieszysz.
- Zawsze się cieszę na twój widok.
- Uszczypnij mnie! – zachichotali. Chwilę potem pocałował ją najdelikatniej i najczulej jak potrafił. Z nim czuła się jak księżniczka.
- Może chcesz przenocować tutaj? Mam wygodną kanapę – zaproponowała.
- Zaskakująca dzisiaj jesteś.
- Dużo myślałam.
- Nieprawdopodobne - zachichotał.
- Też tak sądzę. Ale mam ciekawe wnioski.
- Zapewne. Uraczysz mnie jakimś?
- Ufam Ci. Nie zepsuj tego – poprosiła. W odpowiedzi poczuła jego usta na swoich.


***


                Wracał do starych nawyków. Kiedy Anna zniknęła z kadry przez chorobę, poczuł wolność. Szalał po klubach, wyrywał dziewczyny, zaliczał jedną po drugiej. Byleby wyrzucić z głowy pannę Fischer. Obiecał się od niej odsunąć i nie chciał niszczyć teoretycznej zgody między nimi. Jasne, że się martwił, ale nie mógł do niej zadzwonić po tym wszystkim. Potraktował ją naprawdę źle i zdziwiłby się, gdyby dziewczyna przyjęła to ze spokojem i udawała, że nic się nie stało.
                Marinus chodził jak struty. Wrócił do kadry z nadzieją, że ją zobaczy, porozmawiają, a Anna była w domu. Nawet nie wiedział gdzie mieszka. Jak ona mogła pomyśleć, że coś z tego ich „czegoś” mogłoby być?
- Piwo? – postawił przed Krausem czteropak i spojrzał na niego serdecznie.
- Czego chcesz?
- Widzę, że coś nie gra.
- Wszyscy widzą.
- Ale ja chcę pomóc.
- Sprawisz, że mnie pokocha?
- Nie jestem wróżką – odparł smutno.
- Powiedziała, że chciałaby mnie kochać. Ale nie umie. Nie może.
- Docenia fakt, że jesteś genialnym człowiekiem.
- Ale mnie nie kocha!
- Ja mam gorzej. Mnie nikt nie kocha – zachichotał żałośnie. Zdecydowanie zdziwił się szczerością swojego głosu.
- Mama Cię kocha – prychnął. Wszyscy znali mamę Andreasa, która swojego malutkiego syneczka kocha ponad życie i nie da mu nic zrobić. Gdyby się dowiedziała co wyprawia po nocach...
- Poza nią...
- Wiesz... – zaczął. – Na początku myślałem, że Anna coś do Ciebie czuje. Bo od was zawsze biło coś takiego... Jak patrzyliście na siebie, to nikt wokoło nie istniał. Denerwujesz ją, ale jej się to chyba podoba.
- Nie. Anna jest zbyt dojrzała na takiego durnia jak ja.
- Jesteś pewien? – zdziwił się.
- Anna potrzebuje faceta. Odpowiedzialnego, takiego który się nią zajmie. A nie dzieciaka, który zalicza panny dla rozrywki.
- Oboje wiemy dlaczego.
- To nieważne. Ja nie potrzebuję dziewczyny, ona gówniarza do opieki. To nie mogłoby wypalić.
- Jest jeszcze Thomas...
- Pan dojrzały... – oboje westchnęli. Zdecydowanie denerwował ich ten sympatyczny facet. Bo nic do niego nie mieli. Ale każda kobieta, zestawiając ich razem, wybrałaby najstarszego.


***


                Była zła. Bo nie dzwonił, miał ją gdzieś, bo miała uraz po tym co powiedział. Normalna kobieta nazwałaby go gówniarzem i poszła dalej. Ale nie ona. Z Morgim zaczynało się robić coraz poważniej. Spotykali się dość często i nie szczędzili czułości. Trzymali za ręce i tak dalej. Właściwie to on się zachowywał jak zakochany facet, a ona się wstydziła pokazać cokolwiek.
                Kilka godzin temu wylądowała w Vikkersund. Norweskie powietrze jej służyło, bo czuła się genialnie. Na terenie skoczni widziała znajome twarze, które serdecznie ją pozdrawiały. Podeszła w znajome miejsce. Zapukała cicho do domku skoczków i weszła. Kilkanaście pytających spojrzeń skupiło się na niej.
- Cześć. Wróciłam – uśmiechnęła się licho.
- Dzięki Bogu! – Wanki podszedł do niej i mocno uściskał. – Tęskniliśmy wszyscy!
- Dzięki – odsunęła się od niego. – Gdzie...?
- Poszła coś zjeść. Ponoć u nas nic nie ma do jedzenia... – odparł Richie.
- A energetyki?
- Nie ma Ciebie, nikt nie robi zapasów...
- Dobrze, że wróciłam – wywróciła oczami. – Pora się wami zająć. Zmizernieliście.
- Czuję się jak przy mamie – zachichotał brunet. Anna spojrzała na Marinusa. Uśmiechnął się zrozumiale. Nic im nie powiedział. Poczuła się dobrze. Mogła im ufać.

- Chłopaki, gdzie jest Werner? – do budki wszedł dobrze znany osobnik, który widząc Annę kompletnie zamarł.