niedziela, 15 lutego 2015

Rozdział 7.


                Po powrocie do Niemiec, wszystko na moment wróciło do normy. Werner ostrzegał, że cyrk zacznie się dopiero od listopada, a październik to dopiero rozgrzewka. Mimo, iż do rozpoczęcia sezonu zostało niewiele ponad miesiąc, już czuła dreszczyk emocji. Chciała przydać się Niemcom i zobaczyć ich na najwyższych stopniach podium indywidualnie i drużynowo.
                Spędzała z Grace jak najwięcej czasu. Opiekowała się nią, tłumaczyła, że będą się rzadko widywać, ale obiecała co jakiś czas zabierać ze sobą na zawody. Lisa co jakiś czas znikała z mieszkania. Widocznie jej matka zaczynała układać sobie życie.
                Tydzień przed rozpoczęciem sezonu musiała stawić się w Planegg, czyli głównej centrali. Werner miał do niej i Sary kilka spraw. Wraz z nowym sezonem utwierdził ją w przekonaniu, że to nie przelewki.
                Zaczęli mocno w Klingenthal. Niemcy wypadli całkiem dobrze i każdy ostrzył sobie zęby na ten sezon. W planach były medale na Mistrzostwach Świata w Lahti i po sukcesie chłopaków na Igrzyskach i w Falun wiara w drużynówkę była wielka.
                Wieczory spędzała na rozmasowywaniu obolałych skoczków, co dla niejednej kobiety byłoby rajem. Lubiła swoją pracę, ale nie patrzyła na to jak na coś niesamowitego, a zwyczajnie. Skoro boli, to trzeba zrobić coś, żeby już nie bolało. Werner dodawał jej ‘otuchy’ i mówił, że cały Naród niemiecki liczy, że jej masaże okażą się wyjściem idealnym. Przewracała wtedy oczami i patrzyła na niego z politowaniem.
                Marinus, mimo że jego jakimś cudem kontuzje się nie trzymały, to przesiadywał w gabinecie praktycznie cały czas. Chłopakom nie przeszkadzało jego towarzystwo, ale Anna czuła się dziwnie. Tu masuje jego kolegę z kadry, a ten siedzi na kozetce, macha nogami jak małe dziecko, mówi o jakiś pierdołach i uśmiecha się szeroko. Dom wariatów…


***


                Uwielbiał ją. Jej towarzystwo, jej uśmiech, jej skupienie w czasie pracy. Lubił ją wytrącać z równowagi. Szybko go ganiła, albo nie zwracała uwagi, o czym momentalnie wracała do pracy. A po pracy spotykali się gdzieś w hotelu i rozmawiali. Poznawał ją każdego dnia. Czarowała gestami, zwyczajnymi, ale jednak czarowała. Odgarnięcie włosów z ramion i lekki ruch głową sprawiał, że tracił oddech na moment. Zakochiwał się. Wiedział, że nie wolno, że ona nie chce. Ale mimo wsiąkał w to dalej każdego dnia.
                Pewnego wieczoru odbywało się mała przyjęcie i ona tam była. W ładnej sukience przed kolano w kolorze pistacjowym. Wyglądała obłędnie. Wodził za nią wzrokiem w każdym miejscu na sali. Ona była obiektem spojrzeń wielu facetów. Wściekł się lekko, gdy podszedł do niej Morgi i rozmawiali ze sobą tak lekko. Cały wieczór obserwował tych dwoje zza baru, że nawet nie zauważył sączącego obok niego piwo Wellingera.
- Żyłka Ci pęknie – prychnął. Marinus spojrzał na niego wściekły. No bo jak ktoś mógł mu przerywać obserwowanie Anny.
- Nie twój interes. Nikogo jeszcze nie wyhaczyłeś, że pijesz sam?
- Przerwa. Muszę ograniczyć – upił łyk.
- Akurat! Już Ci uwierzę. Przecież ty zawsze masz mnóstwo siły.
- Matka tu jest. Już dawno wyrwałbym jakąś dupę. Nawet nie jedną, ale muszę zachowywać pozory kochanego synka – wypił chlustem pozostałą zawartość kufla.
- Biedactwo… - prychnął.
- Nie cwaniakuj. Jak lecisz na nią to idź tam do cholery, przeleć ją i będzie po sprawie.
- Czasem jesteś tak głupi, że to aż boli.
- Ach, zapomniałem, że jestem ‘gówniarzem bez uczuć’. Sypiam z panienkami, bo nie rozumiem miłości i tak jest łatwiej. Bez angażowania się. Tylko widzisz, ja na tym korzystam. Nie zaśmiecam sobie głowy jakimiś tam uczuciami. Seks jest lekiem na wszelakie dolegliwości – gdy to mówił był tak pewny siebie, jakby to była czysta oczywistość.
- Poczekam aż Ciebie te jakieś tam uczucia dopadną. Będę się śmiał najgłośniej jak jakaś panna zawróci Ci w głowie do tego stopnia, że będziesz ją taksował wzrokiem cały wieczór, zbierał myśli i wahał się czy podejście do niej to już narzucanie się.
- Zobaczymy. Na razie to ty robisz z siebie głupka. Morgi Ci jej nie zabierze. Zna zasady. W przeciwieństwie do Ciebie – poklepał go po plecach i odszedł w kierunku szatynki.


***


                Morgi był niesamowity. Genialny rozmówca i zabawiał ją jakby znali się kilka lat. Czuła ulgę, że Marinus odpuścił na jeden wieczór. Powoli zaczynała ją przytłaczać jego obecność. Nie widziała go cały dzień. Martwiła się jedynie gdzie on się podziewa.
                W pewnym momencie do stolika podszedł Wellinger. Z pewnym siebie uśmieszkiem na twarzy stanął przed nimi i uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Andi – Morgi przywitał się z kolegą, na co Anna skrzywiła się nieco. Po chwili poczuła jak taksuje ją wzrokiem od góry do dołu.
- Co, narobiłam Ci apetytu? – prychnęła.
- Przyznaję, wyglądasz dzisiaj niemożliwie atrakcyjnie, ale nie jestem świnią. Kolega z kadry był pierwszy. Przynajmniej oficjalnie.
- O kim ty mówisz?
- Marinus. Zalewa się w trupa przy barze.
- Stało się coś? – spytała. Morgi zszedł na moment na drugi plan, przyglądając się dwójce Niemców.
- Mnie się pytasz? To nie ja rozbudzam jego płonne nadzieje na coś więcej – w tym momencie telefon Thomasa rozdzwonił się jak szalony.
- Przepraszam na moment – uśmiechnął się i odszedł na bok.
- Andi, nie żartuj sobie. Jakie nadzieje?
- Jak mówisz do mnie Andi, to nawet wyraz twarzy robi Ci się ładniejszy.
- Kretyn…
- Zazdrosny jest o Morgiego. Daj mu spokój zanim będzie za późno. On zaczyna sobie za dużo myśleć, a oboje wiemy, że nic na razie z tego nie będzie – prychnął i odszedł w kierunku bliżej nieznanym, nie omieszkując przejechać dłonią po tali dziewczyny i patrząc na nią w pożądliwy sposób. Spojrzała w stronę baru, ale nikogo tam nie było.
- Jestem. Ominęło mnie coś? – Thomas wrócił po chwili.
- Nie. Pójdziemy na drinka? – zaproponowała na odstresowanie. Austriak kiwnął głową i udali się w znanym kierunku.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz