niedziela, 22 lutego 2015

Rozdział 8.

                Nie miał pojęcia co się działo. Wellinger podszedł do nich i mówił patrząc jedynie na Annę. Chciał mu pokazać, że nie jest taka święta i że ulegnie też jego urokowi? Czy może powiedział jej o jego zazdrości i teraz kompletnie się od niego odsunie? Miał natłok myśli. Postanowił oddalić je do jutra i porozmawiać z samą zainteresowaną.
                Rankiem udał się do jej pokoju. Stanął pod drzwiami i zawahał się. Od kiedy otwarł oczy wiedział, że tego chce i że musi. Dopiero teraz napadły go wątpliwości. Bo po co się tak wydurniał. Andreas miał rację. Rzadko, bo rzadko ją miewa, ale teraz miał. Chwilę później, czyli po serii głębokich oddechów zapukał do drzwi fizjoterapeutki.
                Spróbował trzy razy. Nie otwierała, więc stwierdził, że jeszcze śpi i zamierzał wrócić później. Obrócił się już w stronę korytarza, gdy nagle uchyliła lekko drzwi.
- Marinus? – spytała zdziwiona.


***


- Co tu robisz o tej porze? – pytała. Nie spodziewała się go tutaj tak wcześnie.
Była rozczochrana i lekko skacowana po wczorajszym dniu. Pili z Morgim kilka kolejek i koło północy zrobiło się jej słabo. Austriak odstawił ją pod pokój i pożegnali się uściskiem. Potem wzięła ekspresowy prysznic i poszła spać.
- Chciałem pogadać… - wydukał po dłuższej chwili.
- A to tak bardzo ważne?
- No nie… Ale… W sumie nie…
- Bo widzisz, ja się muszę ogarnąć, a porozmawiać możemy potem. Gdyby Cię coś bolało to wtedy bym zrobiła wyjątek, ale wyglądasz na całkiem zdrowego.
- Niech będzie. Pogadamy potem – uśmiechnął się lekko. – Do zobaczenia – pożegnał się i szybko ruszył dalej w stronę swojego pokoju. Wellinger miał cholerną rację. Niechcący narobiła mu nadziei i teraz są problemy.


***


Chwilę obserwowała go jeszcze. Zrobił się bardzo dziwny i wiedziała, że to jej sprawka. Gdy zniknął za rogiem, miała już zamykać drzwi, gdy usłyszała Andreasa.
- Już na nogach? – spytał w dziwacznie dobrym humorze.
- Niestety. Twój kolega z kadry nie rozumie, że dzień po imprezie zaczyna się z godzinną obsuwą.
- Czasem jest jak wrzód na dupie, ale ten typ już tak ma.
- Przyznaj się, ile panienek zaliczyłeś, że masz taki dobry humor?
- Nie twój interes słoneczko – odparł kpiąco.
- Wróciłeś – powiedziała z ulgą.
- Doprawdy Fletcher, zadziwia mnie to jak bardzo mnie nie znosisz.
- Gdybyś tylko wiedział jak bardzo – spojrzała na niego. Przyglądał się jej uważnie. Dopiero po chwili przypomniała sobie, że ma na sobie jedyne krótką koszulkę nocną, która odkrywała całe smukłe nogi. Wellinger przez jakiś czas nie odrywał od nich wzroku. Zakryła je szczelniej drzwiami. - Nie dla psa kiełbasa!
- Masz świetne nogi, ale przez twój charakterek tracisz urok.
- Dziękuję za komplement. Od takiego znawcy jak Ty… A teraz jeśli pozwolisz, ogarnę się troszkę. Do zobaczenia potem – dodała i szybko zamknęła mu drzwi przed nosem.
                30 minut później usiadła na łóżku będąc całkowicie wyszykowaną do pokazania się ludziom. Napadła ją nieopisana tęsknota za Grace. Wybrała numer matki i niecierpliwie czekała na połączenie.
- Witam. Jak samopoczucie po imprezie? – Lisa od rana tryskała dobrym humorem.
- Co wy wszyscy tak się dobrze macie?
- Córeczko, bo widzisz, niektórzy tak czasem mają.
- Co u was?
- W porządku. Bardzo tęsknimy, ale dajemy radę.
- A gdzie jest Grace?
- Bawi się w salonie. Chcesz ją?
- Bardzo! – odparła i już kilka sekund później rozmawiała z maleńką.


***


                Tą noc spędził sam. I właśnie ten fakt sprawił, że miał dobry humor. Nie musiał użerać się z jakąś panną, która beczy i nie chce wyjść. Nie miał kaca, nie musiał nic nie pamiętać. Tak było dobrze. Usłyszał intensywne pukanie do drzwi na korytarzu i z ciekawości otworzył lekko swoje i nasłuchiwał.
                Zobaczył skołowanego i bladego ze strachu Marinusa. Robiło mu się go przykro. Anna szukała sobie przyjaciół, podczas gdy jego kumpel zwariował na jej punkcie. Chciał mu pomóc, ale nie wiedział jak. Gdy szatyn odszedł w stronę swojego pokoju, spojrzał na szatynkę. Stała w progu i obserwowała Krausiego z niepokojem na twarzy. Najwidoczniej zaczynało do niej docierać do czego doprowadziła.
                Postanowił podejść do niej i zaskoczył ją. Nie spodziewał się, że tak szybko wychwyci jego dobry nastrój. Lubił gdy go analizowała. Wiedział, że nigdy jej się to nie uda, a tylko ją zdenerwuje. Miała dość dziwny charakter i na pewno kryła jakąś tajemnicę, ale szukał lepszego momentu by ją zdemaskować. Z resztą, tak czy owak musiał znać ten sekret, a to siłą rzeczy musiało potrwać.
                Gdy zamknęła mu drzwi przed nosem, wydało mu się to takie jej. To jak się speszyła pod jego wzrokiem. Fakt, miała niezłe nogi, ale to nadal ta sama Fletcher. Chwilami zastanawiał się, co by było, gdyby udało mu się ją przelecieć wtedy w pociągu. Czy może to wszystko wyglądałoby inaczej?


***


                Na śniadaniu miała wrażenie, że Marinus zdecydowanie się obraził. Ale co mogła zrobić. Nie było sensu okłamywać go co do swoich uczuć, ze względu na szacunek do jego osoby. Jako jedyny od razu zaufał jej umiejętnościom i nie dał się zwieść blond kłakom. A teraz? Odrzuca go. Albo odsuwa. Chciała, by ich relacja wróciła na dawne tory, ale miała świadomość, że to będzie bardzo trudne.
                Wellinger za to był w swoim żywiole. Urocza kelnereczka, a właściwie jej policzki, płonęły od wysłuchiwania komplementów od młodego. Westchnęła ciężko. On nigdy nie miał prawa wydorośleć i zrozumieć, że kobiety nie są rzeczami, mają uczucia i to wielkie chamstwo oszukiwać je i ranić wyłącznie dla swojej przyjemności.
                Nie wytrzymała. Wzięła swój talerzy i filiżankę z kawą i podeszła do wolnego krzesła obok Wellingera.
- Mogę? – spytała zszokowanego blondyna. Próbował coś z siebie wydusić, ale nie dał rady. – Nie bądź taki zdziwiony mój drogi. Sam mówiłeś, że powinnam się otworzyć. A ta urocza dziewczyna? Znowu czarujesz kobiety tekstami na podryw i liczysz na numerek wieczorem? – klepnęła go po ramieniu.
- Anna! – warknął. Kelnerka odeszła zapowietrzona w kierunku kolejnego stolika. – Co ty wprawiasz? – złapał ją za ramiona i lekko potrząsnął.

- Zobacz jak to jest, jak nie dostajesz czegoś, czego pragniesz w tej chwili. Ja tak mam całe życie – odparła sucho i wyrwała się z jego uścisku.

niedziela, 15 lutego 2015

Rozdział 7.


                Po powrocie do Niemiec, wszystko na moment wróciło do normy. Werner ostrzegał, że cyrk zacznie się dopiero od listopada, a październik to dopiero rozgrzewka. Mimo, iż do rozpoczęcia sezonu zostało niewiele ponad miesiąc, już czuła dreszczyk emocji. Chciała przydać się Niemcom i zobaczyć ich na najwyższych stopniach podium indywidualnie i drużynowo.
                Spędzała z Grace jak najwięcej czasu. Opiekowała się nią, tłumaczyła, że będą się rzadko widywać, ale obiecała co jakiś czas zabierać ze sobą na zawody. Lisa co jakiś czas znikała z mieszkania. Widocznie jej matka zaczynała układać sobie życie.
                Tydzień przed rozpoczęciem sezonu musiała stawić się w Planegg, czyli głównej centrali. Werner miał do niej i Sary kilka spraw. Wraz z nowym sezonem utwierdził ją w przekonaniu, że to nie przelewki.
                Zaczęli mocno w Klingenthal. Niemcy wypadli całkiem dobrze i każdy ostrzył sobie zęby na ten sezon. W planach były medale na Mistrzostwach Świata w Lahti i po sukcesie chłopaków na Igrzyskach i w Falun wiara w drużynówkę była wielka.
                Wieczory spędzała na rozmasowywaniu obolałych skoczków, co dla niejednej kobiety byłoby rajem. Lubiła swoją pracę, ale nie patrzyła na to jak na coś niesamowitego, a zwyczajnie. Skoro boli, to trzeba zrobić coś, żeby już nie bolało. Werner dodawał jej ‘otuchy’ i mówił, że cały Naród niemiecki liczy, że jej masaże okażą się wyjściem idealnym. Przewracała wtedy oczami i patrzyła na niego z politowaniem.
                Marinus, mimo że jego jakimś cudem kontuzje się nie trzymały, to przesiadywał w gabinecie praktycznie cały czas. Chłopakom nie przeszkadzało jego towarzystwo, ale Anna czuła się dziwnie. Tu masuje jego kolegę z kadry, a ten siedzi na kozetce, macha nogami jak małe dziecko, mówi o jakiś pierdołach i uśmiecha się szeroko. Dom wariatów…


***


                Uwielbiał ją. Jej towarzystwo, jej uśmiech, jej skupienie w czasie pracy. Lubił ją wytrącać z równowagi. Szybko go ganiła, albo nie zwracała uwagi, o czym momentalnie wracała do pracy. A po pracy spotykali się gdzieś w hotelu i rozmawiali. Poznawał ją każdego dnia. Czarowała gestami, zwyczajnymi, ale jednak czarowała. Odgarnięcie włosów z ramion i lekki ruch głową sprawiał, że tracił oddech na moment. Zakochiwał się. Wiedział, że nie wolno, że ona nie chce. Ale mimo wsiąkał w to dalej każdego dnia.
                Pewnego wieczoru odbywało się mała przyjęcie i ona tam była. W ładnej sukience przed kolano w kolorze pistacjowym. Wyglądała obłędnie. Wodził za nią wzrokiem w każdym miejscu na sali. Ona była obiektem spojrzeń wielu facetów. Wściekł się lekko, gdy podszedł do niej Morgi i rozmawiali ze sobą tak lekko. Cały wieczór obserwował tych dwoje zza baru, że nawet nie zauważył sączącego obok niego piwo Wellingera.
- Żyłka Ci pęknie – prychnął. Marinus spojrzał na niego wściekły. No bo jak ktoś mógł mu przerywać obserwowanie Anny.
- Nie twój interes. Nikogo jeszcze nie wyhaczyłeś, że pijesz sam?
- Przerwa. Muszę ograniczyć – upił łyk.
- Akurat! Już Ci uwierzę. Przecież ty zawsze masz mnóstwo siły.
- Matka tu jest. Już dawno wyrwałbym jakąś dupę. Nawet nie jedną, ale muszę zachowywać pozory kochanego synka – wypił chlustem pozostałą zawartość kufla.
- Biedactwo… - prychnął.
- Nie cwaniakuj. Jak lecisz na nią to idź tam do cholery, przeleć ją i będzie po sprawie.
- Czasem jesteś tak głupi, że to aż boli.
- Ach, zapomniałem, że jestem ‘gówniarzem bez uczuć’. Sypiam z panienkami, bo nie rozumiem miłości i tak jest łatwiej. Bez angażowania się. Tylko widzisz, ja na tym korzystam. Nie zaśmiecam sobie głowy jakimiś tam uczuciami. Seks jest lekiem na wszelakie dolegliwości – gdy to mówił był tak pewny siebie, jakby to była czysta oczywistość.
- Poczekam aż Ciebie te jakieś tam uczucia dopadną. Będę się śmiał najgłośniej jak jakaś panna zawróci Ci w głowie do tego stopnia, że będziesz ją taksował wzrokiem cały wieczór, zbierał myśli i wahał się czy podejście do niej to już narzucanie się.
- Zobaczymy. Na razie to ty robisz z siebie głupka. Morgi Ci jej nie zabierze. Zna zasady. W przeciwieństwie do Ciebie – poklepał go po plecach i odszedł w kierunku szatynki.


***


                Morgi był niesamowity. Genialny rozmówca i zabawiał ją jakby znali się kilka lat. Czuła ulgę, że Marinus odpuścił na jeden wieczór. Powoli zaczynała ją przytłaczać jego obecność. Nie widziała go cały dzień. Martwiła się jedynie gdzie on się podziewa.
                W pewnym momencie do stolika podszedł Wellinger. Z pewnym siebie uśmieszkiem na twarzy stanął przed nimi i uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Andi – Morgi przywitał się z kolegą, na co Anna skrzywiła się nieco. Po chwili poczuła jak taksuje ją wzrokiem od góry do dołu.
- Co, narobiłam Ci apetytu? – prychnęła.
- Przyznaję, wyglądasz dzisiaj niemożliwie atrakcyjnie, ale nie jestem świnią. Kolega z kadry był pierwszy. Przynajmniej oficjalnie.
- O kim ty mówisz?
- Marinus. Zalewa się w trupa przy barze.
- Stało się coś? – spytała. Morgi zszedł na moment na drugi plan, przyglądając się dwójce Niemców.
- Mnie się pytasz? To nie ja rozbudzam jego płonne nadzieje na coś więcej – w tym momencie telefon Thomasa rozdzwonił się jak szalony.
- Przepraszam na moment – uśmiechnął się i odszedł na bok.
- Andi, nie żartuj sobie. Jakie nadzieje?
- Jak mówisz do mnie Andi, to nawet wyraz twarzy robi Ci się ładniejszy.
- Kretyn…
- Zazdrosny jest o Morgiego. Daj mu spokój zanim będzie za późno. On zaczyna sobie za dużo myśleć, a oboje wiemy, że nic na razie z tego nie będzie – prychnął i odszedł w kierunku bliżej nieznanym, nie omieszkując przejechać dłonią po tali dziewczyny i patrząc na nią w pożądliwy sposób. Spojrzała w stronę baru, ale nikogo tam nie było.
- Jestem. Ominęło mnie coś? – Thomas wrócił po chwili.
- Nie. Pójdziemy na drinka? – zaproponowała na odstresowanie. Austriak kiwnął głową i udali się w znanym kierunku.


niedziela, 8 lutego 2015

Rozdział 6.


                Następnego dnia było dziwnie. Wellinger kompletnie jej nie zauważał i aż dziwnie się czuła. Ale widocznie posłuchał i dał jej spokój. Przyglądała mu się uważnie podczas śniadania. W ogóle nie reagował na zaloty panny Kutz. Kompletnie ją ignorował. Raz tylko odwrócił wzrok od jedzenia i na moment skrzyżowały się ich spojrzenia. Aż przeszedł ją dreszcz.
- Anna? – głos Marinusa wyrwał ją z tego dziwnego uczucia.
- Coś się stało?
- Obserwujesz go, czy mi się wydaje? – od rana był jakiś podejrzliwy. Czyżby widział rozmowę Andiego z nią?
- Zastanawiam się.
- Nad czym?
- Ile będzie działał na nich urok tlenionej.
- Sądząc po jego zachowaniu, to już się nią znudził i szuka innej ofiary.
- Krzyżyk na drogę – odparła. Marinus nie spuszczał z niej wzroku od kilku minut. – Czemu tak patrzysz na mnie?
- No bo pomyślałem…
- Zgłupiałeś? – pisnęła. – Nie ma mowy.
- A wczoraj? – wiedziała.
- Ech, od rana czułam, że coś Cię gryzło. Nie, nie zaszło, wyszło czy zaiskrzyło. Po prostu poprosiłam go, żeby przestał mi docinać, bo to dziecinne.
- I posłuchał?
- Najwyraźniej. Od rana kompletnie mnie zlewa – wróciła do zajadania śniadania.
- Dziwne, ale chyba działa – uśmiechnął się nieznacznie i również zajął się swoim posiłkiem.
                Ona nadal jednak nie odpuszczała. Gryzło ją to. Czyżby Wellinger aż tak liczył się z jej zdaniem? Poczuła chwilową satysfakcję.
                Po śniadaniu chłopcom zafundowano kolejny trening na siłowni. Tym razem miała jedynie ich obserwować i ewentualnie reagować na jakieś oznaki bólu. Sarah najwyraźniej zauważyła zachowanie Andreasa i skupiła swoją całą uwagę na Dannym. Do szatynki przysiadł się Werner.
- Jak Ci idzie? – spytał z serdecznym uśmiechem.
- W porządku. Łapię powoli kontakt z wszystkimi.
- A prywatnie… - przymrużyła oczy i spojrzała na trenera.
- Tęsknię – odparła.
- Już niedługo. Wiesz… - zaczął. – Myślałem, że będziesz chciała zabrać rodzinę czasem na zawody, więc, jeśli tylko będziesz chciała, to powiedz, a ja załatwię wejściówki – była zaskoczona jego propozycją, ale jednocześnie wdzięczna, że sam wyszedł z inicjatywą. Ona nienawidziła się prosić nikogo o nic.
- Dziękuję – oczy zaszkliły się jej delikatnie.
- Nie ma za co. Dobry fizjoterapeuta, to szczęśliwy fizjoterapeuta – odparł. – Wracam do chłopaków. Wieczorem narada, pamiętasz?
- Pamiętam. Do zobaczenia.


***


                Tęskniła? Za kim? Szereg pytań nasuwał się mu na myśl. Nie wyglądała na zajętą kobietę. Wręcz przeciwnie. Myślał, że skoro tak dobrze im się rozmawia, to należałoby sądzić, że to działa w dwie strony. Zaintrygowała go. Od początku mu się spodobała. Obecnie nie miał dziewczyny. Z Claudią rozstał się dwa lata temu i od tej pory odpoczywał od związku. Według jego matki powinien rozejrzeć się za odpowiednią kandydatką. W końcu miał te swoje 25 lat.
- Marinus? – dostał piłką w głowę. Spojrzał gniewnie na Wankiego.
- Czego chcesz?
- Mózg Ci paruje. Nad czym tak dumasz?
- Nieważne… - ostatnie na co miał ochotę to dzielenie się sensacjami z kolegą.
- Chyba ważne jednak. Powiedz mi tylko czy wszystko w porządku.
- Tak. Uwierz mi – uśmiechnął się. Miał nadzieję, że zadziała.
- Wracamy do treningów – klepnął go przyjacielsko po plecach.


***


                Siedziała wieczorem nad basenem i czekała na Marinusa. Zjawił się kilka minut po 20. Usiadł obok niej i bez słowa wpatrywał się przed siebie.
- Stało się coś? – spytała.
- Ukrywasz coś przede mną? – odparł, nadal nie patrząc na nią.
- Nie, skąd taki pomysł?
- Nieważne…
- Ważne! Marinus! – prawie krzyknęła.
- Masz kogoś? – spytał z wyrzutem. Spojrzała na niego zaskoczona.
- Dlaczego pytasz?
- Bo Cię lubię… - zatkało ją. Nie miała pojęcia co mu odpowiedzieć. Odeszła na pewną odległość.
- Ja też Cię lubię, ale nie w ten sposób. Po drugie, nie wolno nam. Znasz reguły. Wiesz dobrze, że nie zaryzykuję utraty pracy. Jest mi potrzebna.
- Do czego więc?
- Przestań! – gotowało się w niej. Nie mogła mu powiedzieć o Grace. Widziała rozczarowanie w jego oczach. Nie takiej odpowiedzi się spodziewał. Ale co mu miała powiedzieć? Nie czuła nic więcej. Lubiła go jak kolegę, dobrego, ale kolegę. A on jej wyskoczył z czymś takim. Nie rozumiała jak mogła przeoczyć jego zachowanie. Wydawał się taki normalny. Gdzie popełniła błąd? Gdzie dała mu złudnych nadziei?
- Nie było tematu. Zapomnij o tym – odparł całkiem spokojnie.
- Nie chcę, żeby nasza relacja się przez to popsuła… - dodała.
- Uwierz mi, że wszystko w porządku – wstał i podszedł do niej. Spojrzał jej w oczy i lekko się uśmiechnął. – Może za dużo sobie wyobraziłem. Wybacz mi. Taka moja natura. Obiecuję zachowywać się normalnie.
- Mówisz to tak, jakbyś nic mi nie powiedział…

- Bo się zapędziłem. Tak na mnie działasz najwidoczniej – uśmiechnął się jeszcze szerzej. Spasowała. Widocznie to był naprawdę taki typ człowieka.

poniedziałek, 2 lutego 2015

Rozdział 5.

Dedykowany znudzonej ;P

***

                Wieczorem napadło ją, żeby z kimś pogadać. Bała się jednak, że o tej porze to może pomarzyć o skoczkowym towarzystwie, a po drugie, kto by chciał z nią rozmawiać…
                Wyszła na korytarz, wcześniej biorąc ze sobą telefon, kartę do pokoju i jakąś małą torbę i udała się na zewnątrz. Rozejrzała się dookoła. Egipt jak Egipt. Miasto jak każde inne. Pełno ludzi w kieckach i gadających w niezrozumiałym dla niej języku. Westchnęła ciężko. Postanowiła poszukać jakiegoś ogarniętego spożywczaka w poszukiwaniu normalnego jedzenia. Po przejściu całej ulicy i bezskutecznych poszukiwaniach zawróciła do hotelu. Zrezygnowana udała się nad basen i usiadła na jednym z leżaków. Spojrzała w rozgwieżdżone niebo i ogarnął ją nieopisany spokój. Czuła jakby musiało być dobrze, musiało się udać. Nie chciała poddać się bez walki. Miała małe szanse, ale jeśli skoczkowie woleliby ją, tleniona i jej tatuś nie mieliby nic do gadania.
- Można się dołączyć? – usłyszała cichy szept, który wyrwał ją z rozmyślań…


***


                Spojrzała przez ramię i zobaczyła Marinusa. Uśmiechnęła się lekko i kiwnęła twierdząco głową. Niemiec usiadł na leżaku obok, przodem do niej. Skierował pytający wzrok na jej twarz. Jakby chciał ją prześwietlić i dowiedzieć się co czuje.
- Nie chciałem Ci przerywać, ale widziałem Cię przez okno. I pomyślałem… - zawahał się. Anna uśmiechnęła się lekko.
- Krausi, mogę tak do Ciebie mówić? – spytała.
- Jasne. Ładnie brzmi…
- Nie przeszkadza mi twoje towarzystwo. Nawet się cieszę, bo strasznie mi się nudziło w pokoju samej, ale nie wiedziałam czy wypada tak was napastować w wolnym czasie i poszłam na spacer po ulicy, ale nic ciekawego nie zobaczyłam i wróciłam tutaj… - język kompletnie się jej rozwiązał.
- Zabawna jesteś – zachichotał. Widząc jej zdziwiony wzrok, poprawił się. – Ale pozytywnie! Od razu Cię polubiłem. Nawet Richie mówił, że spoko jesteś. To znaczy dzisiaj do tego wniosku doszedł, jak ocknął się z czaru po tlenionej.
- Ha ha ha! – nie mogła wyjść z zaskoczenia. – Może będą ze mnie ludzie jednak.
- Wellim się nie przejmuj. Dannym też. Hormony im buzują. Z resztą, Andi to taki typ. Wygląda trochę jak ciota, ale talent do wyrywania dup ma. Zazwyczaj jak idziemy na imprezę, to wraca z jakąś do hotelu. Sypia z nimi, a następnego dnia pozbywa się ich jak zużytego ręcznika i zapomina. Mogłabyś pytać o imiona, ale on nie ma najmniejszego pojęcia. Kiedyś mi powiedział, że im laska ma więcej makijażu na sobie, tym jest łatwiejsza i do niej zarywa – w tym momencie zaczęła gorączkowo zastanawiać się, czy przypadkiem ona była jakoś mocno wymalowana w tym pociągu, skoro do niej podbijał.
- I mimo wszystko przyjaźnicie się? – spytała zdziwiona po dłuższej chwili. Marinus najwyraźniej czekał na podsumowanie.
- To super przyjaciel, zawsze jest, gdy go potrzebujemy i to zabawny koleś. Tylko laski traktuje jak cham. Ale to chyba przez wiek. Przejdzie mu kiedyś.
- Ja w jego wieku… - zaczęła, ale momentalnie urwała. Co mu powie? Że w jego wieku miała już 3-letnie dziecko? Że ją właśnie wykorzystał facet typu Wellingera? Po tych rewelacjach jeszcze bardziej zapałała do niego niechęcią.
- Co ty w jego wieku? Podejrzewam, że pilnie uczyłaś się na studiach, a nie imprezowałaś jak on.
- Dokładnie. Zazwyczaj byłam poważniejsza, niż ludzie w moim wieku.
- I chwała Ci za to. Idziemy gdzieś, czy chcesz tu zostać?
- Zostanę. A ty?
- Muszę iść się położyć – odparł smutno.
- Jutro porozmawiamy. Możemy się spotkać tutaj, ale trochę wcześniej…
- Taka mała tradycja?
- Coś w tym stylu.
- Super. Nie mogę się doczekać. Nie siedź za długo.
- Nie będę. Dobranoc.
- Dobranoc – uśmiechnął się szeroko i po chwili udał się w kierunku budynku.
                Wróciła do poprzedniej czynności. Myślała o rewelacjach Marinusa. Dobrze oceniła Wellingera, ale mimo to blondyn zaprzątał jej głowę. Był dokładnie tym typem człowieka, który był skreślony dla niej. W dodatku ta ich dziwna wojenka. Miała nadzieję, że choć pod względem jakości pracy wypadnie lepiej niż tleniona. Miała nadzieję, jak zawsze…
- Nie masz lepszych zajęć niż zamulanie przy basenie? – od razu rozpoznała chamski ton głosu za sobą. Uśmiechnęła się lekko i zignorowała go. – Ignorujesz mnie, tak? Pfff! Proszę bardzo, mnie też mało obchodzi co wyprawiasz – odparł i usiadł kilka leżaków od niej.
- Gdyby cię nie obchodziło, to byś tu nie przylazł i nie kpił ze mnie.
- Powiedział Ci kiedyś ktoś, że jesteś chamska i przemądrzała?
- Nie, ale gratuluję. Jesteś pierwszy. Coś ci się udało! – odparła ironicznym tonem.
- Coś mi tu nie gra… - patrzył na nią dłuższą chwilę, a po dłuższej chwili powiedział, nie spuszczając z niej wzroku.
- Bawisz się w detektywa? – spojrzała zdziwiona.
- Ja się dowiem co.
- Nie wątpię Sherlocku. Z twoimi zdolnościami dostarczysz mi pełny raport i nie omieszkasz wspomnieć paru ludziom…
- Przestań ciągle ironizować! – zapowietrzył się delikatnie.
- Przestań mnie prześladować. Uparłeś się na mnie czy co? Daj mi spokój…
- Chciałabyś... – prychnął.
- Rób sobie co chcesz. Możesz szukać, nie znajdziesz nic co mnie pogrąży niestety. Za to możesz zająć się treningami. Widziałam twoje wyniki. Nawet Sev po kontuzji radzi sobie lepiej. Chyba, że ta mała flądra nie umie poprawnie liczyć i pisać.
- Przeszkadza Ci ona? Jesteś zazdrosna, że lecimy na nią, a nie na Ciebie.
- Jest was tylko dwóch. Nawet Richie poznał się na jej „intelekcie” – zaakcentowała to ostatnie słowo. – A bronić jej teraz musisz, bo jak nie, to wypapla wszystkim o waszym pociągowym numerku i dowiedzą się, że święty Andi Wellinger to zwykły kobieciarz. Wyrywa sobie laseczki na jedną noc, dla zabawy.
- Skąd to wiesz? – wycedził przez zęby.
- Jesteś prostym w obsłudze typem człowieka. Takich jak Ty poznałam na studiach. Niczym się nie różnicie. Tyle, że oni w twoim wieku zaczynali dojrzewać, a Tobie to chyba nie grozi…
- Wszechwiedząca…
- Andi, ja tylko mówię. Nie polecę na skargę do Wernera. W dupie mam co wyprawiasz po godzinach, dopóki nie zawalasz treningów i skoków. Możesz nawet chodzić do klubów nocnych i pieprzyć się z tancerkami, ale nie jestem świnią, żeby na Ciebie donosić.
- Niejedna skorzystałaby z okazji i poleciała czym prędzej do Wernera. Jaki masz w tym interes, żeby mnie chronić?
- Nie Ciebie kretynie! Po prostu wiem, że skandal jest Wam najmniej potrzebny. Nie rok przed olimpiadą.
- Co chcesz za to?
- Nic. Tylko odczep się ode mnie. Rób swoje, pieprz się z Sarą, ale daj mi spokój.

niedziela, 1 lutego 2015

Rozdział 4.

 
                Starała się nie myśleć i nie przejmować się śliniącą się do Dannego Sarą. Wręcz śmieszyła ją ta sytuacja. Wellinger chyba po raz pierwszy od kiedy go zobaczyła, nie wodził wzrokiem za tlenioną, tylko pływał sobie jakby nigdy nic w basenie.
                Było jej strasznie gorąco. W końcu to Egipt. Próbowała na wszelkie sposoby się odchładzać, byleby nie wejść do wody. Mało kto wiedział, że od dziecka bała się jej i unikała basenów jak ognia.
- Idę po coś do picia, macie ochotę? – spytała chłopaków. Po chwili każdy podniósł rękę i zaczął wykrzykiwać nazwę napoju. – Mogliby Panowie poczekać? Zapomniałam notesika i fartuszka – odparła sarkastycznie. Po chwili kolejno wymówili nazwy i udała się do baru po 6 puszek coli i Red Bulla.
- Widzę, że usychasz z pragnienia – zaczynała ją rozśmieszać sytuacja z Wellim.
- Uwziąłeś się czy co? – spojrzała na niego przez ramię. – A może chcesz odwetu za odmowę numerku w pociągu?
- I tak wyszło na moje.
- Skoro znalazłeś sobie panienkę, która daje dupy na skinienie głową, to jak mogło nie wyjść? – prychnęła.
- Dobrze wiesz, że to Ciebie wywalą.
- Wiem. Ale póki tu będę, to moim głównym zajęciem będzie wykonywanie mojej pracy – zaakcentowała ostatnie słowo. – A skoro masz do wyboru dwie fizjoterapeutki, to wątpię, że wybierzesz tą, która nie poleciała na twój, jak dotąd, niezawodny urok osobisty – uśmiechnęła się cwanie. Wzięła wszystkie napoje i słomki i udała się do reszty.
 

***
 

                Wieczorem dogrzewała się na hamaku balkonowym. Musiała przyznać, że to był genialny pomysł. Czuła się jak mała dziewczynka. Pamiętała, że wujek zrobił jej kiedyś taki hamak i godzinami bujała się w nim na podwórku. Spojrzała na telefon i gdy zobaczyła 20, stwierdziła, że czas zadzwonić do domu.
- Już myślałam, że coś się stało, skoro nie dzwonisz co godzinę – chichot Lisy wydawał się być bardziej irytujący niż zwykle.
- Mamo, wiesz dobrze, że tak już mam.
- Mała nakarmiona, umyta i szykujemy się do spania. Chcesz jej coś powiedzieć? Grace! – usłyszała wołanie w kierunku córki. Po chwili malutka dobiegła do babci i przejęła słuchawkę.
- Mamusiu, wies, ze babcia zabieze mnie jutlo do zoo?
- Tak? To super! Zawsze chciałaś tam iść!
- Wiem, ale skoda ze Cie nie będzie…
- Córeczko, chciałabym, ale taką mam pracę, że czasem musi mnie nie być. Ale pamiętaj, że mama cię kocha i baaaaaaaaaardzo tęskni.
- Kocham ciebie mamusiu! – cmoknęła słuchawkę. – A wies, ze pójdzie z nami pan Stefan?
- Grace, kończymy! Nie wstaniesz jutro do przedszkola! – usłyszała krzyk matki. Zachichotała jedynie i pożegnała się z córką.
- Ja Ciebie tez rybeńko. Ale do spania, jak mówi babcia. Jutro będziesz niewyspana w przedszkolu!
- Doblanoc.
- Papa. Mamo, przypilnuj ją jutro, dobrze?
- Nie martw się. Zajmę się wnuczką.
- Idę się chyba położyć. Strasznie jestem zmęczona…
- Chyba wylegiwaniem się na słońcu – prychnęła.
- No, a czym?
- Nie podrywaj chłopaków i pracuj ciężko. Nie daj się wydmuszkom!
- Obiecuję. Dobranoc.
- Dobranoc – rozłączyła się szybko. Zastanawiał ją fakt, jak to będzie za pięć miesięcy. Jakoś w końcu musiało…
 

***
 

                Chłopcy przepracowali ciężki trening na siłowni rano. Ona i Sara miały gromadzić informacje o skoczkach. Każdej przydzielono po 3 zawodników, a jeden miał być kontrolnym dla obu. Padło na Marinusa. Anna zajęła się Sevem, Wankim i Karlem, co niezmiernie ją ucieszyło. Z pozostałej trójki jedynie Richard wykazywał jakiekolwiek oznaki rozumu.
                Siedziała oparta o kolumnę podtrzymującą strop. Siłownia mieściła się w klimatyzowanym pomieszczeniu w hotelu, przez co temperatura różniła się od tej na zewnątrz o kilkanaście stopni.
- W takich warunkach mogę pracować – podszedł do niej Karl, prosząc gestem o butelkę wody z mikroelementami.
- Cieszcie się. Ponoć Werner ubłagał właściciela, bo szanowny pan Kutz zapomniał zadbać o siłownię dla moich robaczków.
- Mam nadzieję, że ją wykosisz – usiadł obok i wypił duszkiem połowę dwulitrowej butelki.
- Patrzmy realnie. Ona ma w sumie wszystko to, czego nie mam.
- I na odwrót. Ty masz mózg! – powiedział to takim tonem, jakby go oświeciło, czym zwrócił uwagę większości zgromadzonych.
- Karl… – westchnęła.
- Chodziło mi o to, że jesteś inteligentna i znasz się na tym co robisz. Ona jedyne co potrafi, to rozmasować, ale penisa facetowi.
- Karl! – pisnęła. – Weźmy już o niej nie mówmy – chciała zachować pozory, ale w środku dławiła się od śmiechu.
- Fakt, są fajniejsze tematy.
- My nie mamy teraz tematów. Wracaj do roboty, bo żeby mnie nie wywalili, to musisz zrobić wynik. A jak go zrobisz, to ja Cię muszę rozpracować na czynniki pierwsze i zrobić raport. Więc mykaj, raz, raz! – klasnęła w dłonie. Chwilę później znalazł się na bieżni i uśmiechnął szeroko do Anny.