Musiał się
od niej odsunąć. Musiał. Za bardzo pozwolił sobie na utratę kontroli i
zaczynała go przerastać powaga sytuacji. Nie chciał dziewczyny, nie na dłużej.
Na chwilę. Pobawić się i tyle.
Mijał ją
właśnie koło domku i nawet na nią nie spojrzał. Poszedł prosto przed siebie,
patrząc się jak ciota w jeden punkt i zachowując kamienną twarz.
- Andi? – zjawiła się zaraz za nim w domku skoczków. – Stało się
coś? – dotknęła jego ramienia, czym doszczętnie przekreśliła jego nadzieję, że
nie wzbudził w niej jakichkolwiek uczuć.
- Zostaw mnie.
- Powiedz, proszę – jej błagalny ton w niczym nie pomagał. Wręcz
zaczynał się irytować, że nie umie jej spławić, jak każdej innej.
- Chcesz wiedzieć? – odwrócił się przodem do niej. Wiedział, że
za chwilę może dostać po twarzy, ale był na to gotowy. – Koniec zabawy. Nie mam
ochoty już udawać dłużej, że mi zależy na Tobie.
- Zabawy? Bawiłeś się, tak? – poczerwieniała ze złości. – Fajnie
było? Ty cholerny, niedorozwinięty gnoju! Ty nie masz uczuć! Potworem jesteś!
Jak w ogóle może coś takiego jak Ty chodzić po świecie? Po co to wszystko?
Chciałeś jednak spróbować mnie podejść i przelecieć? Odpowiedz idioto! –
widział łzy w jej oczach. On nigdy na nią nie zasługiwał. Nie mógł dłużej na
nią patrzeć w tym stanie.
- Dobrze wiesz, że nie nadaję się na faceta. Odpowiada mi moje
życie – powiedział spokojnie, jakby opowiadał o słonecznej pogodzie za oknem.
- Nienawidzę cię! – walnęła pięścią w jego klatkę piersiową z
całej siły i wybiegła, ledwo hamując łzy.
Udało się.
Pozbył się jej. Problemu. Problemu, na którym mu zależało. Pierwszy raz od tak
dawna.
***
Biegła ile
miała sił w nogach i powietrza w płucach. Zatrzymała się obok jakiegoś drzewa i
skuliła. Płakała gorzko. Jak mogła tak dać się podejść. Gdy już wszystko
wyglądało dobrze, że może się zaprzyjaźnić z nim, dostać odrobinę czułości. On
wyskakuje z czymś takim. Z zimną krwią.
Gdy się
uspokoiła, kilkanaście minut później, zauważyła że ma rozpiętą kurtkę, jest bez
czapki i szalika. Spodziewała się zapalenia płuc. Może to dobrze? Odpocznie,
zapomni. Będzie mogła wrócić z poukładanym życiem...
Zdecydowała
się wrócić do boksu dla Niemców. Upewniła się, że oznaki płaczu są niewidoczne
i z lekkim uśmiechem weszła do środka. Chciała udawać, że nic się nie stało. Na
jej szczęście w środku brakowało największego gnoja we wszechświecie.
- Gdzie byłaś? – spytał ją Werner na uboczu.
- Musiałam pobyć sama.
- Zginęliście oboje z Andreasem i już się martwiłem...
- Nie mam pojęcia gdzie jest ten frajer. Pewnie wyrywa... –
ugryzła się w język. Werner nic nie wiedział, a nie była aż taką świnią jak
Wellinger, by go wsypać. – Pewnie rozrywają go fanki o autograf.
- Jak zwykle. Co on w sobie ma takiego, że tak do niego lgną.
- Spytaj tych dziewczyn – poczuła się jak nastoletnia idiotka,
która lekko zwariowała na punkcie przystojnego skoczka narciarskiego.
- Nie chcę zginąć. One są agresywne dość...
- Werner – zachichotała lekko. Pierwszy raz od wczoraj.
- Jesteś w końcu – Wanki podbiegł do młodszego kolegi i mocno
przytulił. – Martwiliśmy się o ciebie. Ty i Anna zniknęliście na moment... –
ich spojrzenia się skrzyżowały. Anna od razu odwróciła głowę, by nie powodować
kolejnego potoku łez na swoich policzkach. Andreas bez słowa minął kolegów i
usiadł w kącie.
- Fanki mnie dopadły – dodał po chwili, widząc pytające
spojrzenia reszty kadry.
***
Wieczorem
oczywiście dostała gorączki. Nie miała numeru do żadnego skoczka, więc ubrana w
szlafrok i ciepłą piżamę pod spodem, udała się w stronę pokoju Wernera.
Odtworzył jej drzwi kompletnie zaskoczony.
- Anna? Coś się stało? – zza rogu wychyliły się głowy Andreasów
i Severina. Najwyraźniej rozmawiał z nimi na temat strategii.
- Mam gorączkę. Nie wiesz, gdzie jest Ernst?
- 314. Zaprowadzę Cię – odparł.
- Dziękuję, ale poradzę sobie. Miłego wieczoru – powiedziała i
szybko skierowała się w stronę podanego numeru.
- Zaczekaj! – usłyszała znajomy głos. Chciała przyspieszyć, ale
nie miała na to siły. – Możesz mnie nienawidzić. Masz prawo. Ale nie pozwolę,
żebyś nieprzytomna leżała na środku korytarza.
- Ktoś na pewno by mnie zgarnął kiedyś – dodała.
- Spójrz na mnie! – chwycił jej ramiona w dłonie i zagrodził
drogę.
- Nie mam ochoty oglądać świń.
- Proszę, Ana!
- Mam na imię Anna! – poprawiła go. Do tej pory lubiła jak
nazywał ją Aną. Było to delikatniejsze w jego ustach.
- Anno...
- Czego ty chcesz?
- Pomóc Ci – odpowiedział. Chwycił ją za ramię i zaprowadził do
lekarza.
***
39,7.
Pięknie. Oczywiście Wellinger uparł się, by odprowadzić ją do pokoju i
dopilnować, by wzięła leki.
- Idź już sobie! – warknęła.
- Przepraszam – spojrzał na nią skruszony.
- Idź.
- Wybacz mi.
- Mam Ci wybaczyć swoją głupotę?
- Proszę.
- Wybaczam. Wynoś się już – odwróciła się tyłem do niego.
- Dobranoc – przykrył ją kołdrą i szybko ulotnił się z
pomieszczenia.
Czyli nie jest już tak kolorowo jak się zapowiadało, nie dobrze :( Ale ogólnie rozdział fajny. Czekam z niecierpliwością na kolejny. Życzę weny. Pozdrawiam Karolina :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)) Przyda się, bo ostatnio cierpię na jej brak :(
UsuńPozdrawiam :)
Jejkuu *--* Byłam do tyłu z jakimiś 4 rozdziałami, ale nadrobiłam oczywiście. ;*
OdpowiedzUsuńFantastycznie, fantastycznie i fantastycznie! ♥
Już nie mogę doczekać się następnego rozdziału. :3
Osobiście wolę Andreasa, ale w tym opowiadaniu moje serce należy do Thomasa. <3
Buziaczki! :* Weny życzę i zapraszam do siebie. ^^
http://stayy-with-me.blogspot.com/?m=1
Dziękuję :* :D Strasznie się cieszę, że się podoba :D
UsuńWena się przyda :P
Wpadnę :D
Bardzo dziękuję! :D :*
OdpowiedzUsuńŚwietny. Kiedy kolejny?
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i zapraszam do mnie dopiero zaczynam :)
http://blekit-oczu-blekit-nieba.blogspot.com/
Zajrzę na pewno, ale muszę trochę uporządkować sprawy na studiach :))
UsuńSobota? :D
Dziękuję i pozdrawiam ;))
Hej!
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Liebster Awards :*
Więcej szczegółów tutaj :) http://dziekujezakazdachwile.blogspot.com/p/libster-award.html
Dziękuję za nominację :* :D
OdpowiedzUsuń