Nie miał
pojęcia co się działo. Wellinger podszedł do nich i mówił patrząc jedynie na
Annę. Chciał mu pokazać, że nie jest taka święta i że ulegnie też jego urokowi?
Czy może powiedział jej o jego zazdrości i teraz kompletnie się od niego
odsunie? Miał natłok myśli. Postanowił oddalić je do jutra i porozmawiać z samą
zainteresowaną.
Rankiem
udał się do jej pokoju. Stanął pod drzwiami i zawahał się. Od kiedy otwarł oczy
wiedział, że tego chce i że musi. Dopiero teraz napadły go wątpliwości. Bo po
co się tak wydurniał. Andreas miał rację. Rzadko, bo rzadko ją miewa, ale teraz
miał. Chwilę później, czyli po serii głębokich oddechów zapukał do drzwi
fizjoterapeutki.
Spróbował
trzy razy. Nie otwierała, więc stwierdził, że jeszcze śpi i zamierzał wrócić
później. Obrócił się już w stronę korytarza, gdy nagle uchyliła lekko drzwi.
- Marinus? – spytała zdziwiona.
***
- Co tu robisz o tej porze? – pytała. Nie spodziewała się go
tutaj tak wcześnie.
Była rozczochrana i lekko skacowana po wczorajszym dniu. Pili z
Morgim kilka kolejek i koło północy zrobiło się jej słabo. Austriak odstawił ją
pod pokój i pożegnali się uściskiem. Potem wzięła ekspresowy prysznic i poszła
spać.
- Chciałem pogadać… - wydukał po dłuższej chwili.
- A to tak bardzo ważne?
- No nie… Ale… W sumie nie…
- Bo widzisz, ja się muszę ogarnąć, a porozmawiać możemy potem.
Gdyby Cię coś bolało to wtedy bym zrobiła wyjątek, ale wyglądasz na całkiem
zdrowego.
- Niech będzie. Pogadamy potem – uśmiechnął się lekko. – Do
zobaczenia – pożegnał się i szybko ruszył dalej w stronę swojego pokoju. Wellinger
miał cholerną rację. Niechcący narobiła mu nadziei i teraz są problemy.
***
Chwilę obserwowała go jeszcze. Zrobił
się bardzo dziwny i wiedziała, że to jej sprawka. Gdy zniknął za rogiem, miała
już zamykać drzwi, gdy usłyszała Andreasa.
- Już na nogach? – spytał w dziwacznie dobrym humorze.
- Niestety. Twój kolega z kadry nie rozumie, że dzień po
imprezie zaczyna się z godzinną obsuwą.
- Czasem jest jak wrzód na dupie, ale ten typ już tak ma.
- Przyznaj się, ile panienek zaliczyłeś, że masz taki dobry
humor?
- Nie twój interes słoneczko – odparł kpiąco.
- Wróciłeś – powiedziała z ulgą.
- Doprawdy Fletcher, zadziwia mnie to jak bardzo mnie nie
znosisz.
- Gdybyś tylko wiedział jak bardzo – spojrzała na niego.
Przyglądał się jej uważnie. Dopiero po chwili przypomniała sobie, że ma na
sobie jedyne krótką koszulkę nocną, która odkrywała całe smukłe nogi. Wellinger
przez jakiś czas nie odrywał od nich wzroku. Zakryła je szczelniej drzwiami. -
Nie dla psa kiełbasa!
- Masz świetne nogi, ale przez twój charakterek tracisz urok.
- Dziękuję za komplement. Od takiego znawcy jak Ty… A teraz
jeśli pozwolisz, ogarnę się troszkę. Do zobaczenia potem – dodała i szybko
zamknęła mu drzwi przed nosem.
30 minut
później usiadła na łóżku będąc całkowicie wyszykowaną do pokazania się ludziom.
Napadła ją nieopisana tęsknota za Grace. Wybrała numer matki i niecierpliwie
czekała na połączenie.
- Witam. Jak samopoczucie po imprezie? – Lisa od rana tryskała
dobrym humorem.
- Co wy wszyscy tak się dobrze macie?
- Córeczko, bo widzisz, niektórzy tak czasem mają.
- Co u was?
- W porządku. Bardzo tęsknimy, ale dajemy radę.
- A gdzie jest Grace?
- Bawi się w salonie. Chcesz ją?
- Bardzo! – odparła i już kilka sekund później rozmawiała z
maleńką.
***
Tą noc
spędził sam. I właśnie ten fakt sprawił, że miał dobry humor. Nie musiał użerać
się z jakąś panną, która beczy i nie chce wyjść. Nie miał kaca, nie musiał nic
nie pamiętać. Tak było dobrze. Usłyszał intensywne pukanie do drzwi na
korytarzu i z ciekawości otworzył lekko swoje i nasłuchiwał.
Zobaczył
skołowanego i bladego ze strachu Marinusa. Robiło mu się go przykro. Anna
szukała sobie przyjaciół, podczas gdy jego kumpel zwariował na jej punkcie.
Chciał mu pomóc, ale nie wiedział jak. Gdy szatyn odszedł w stronę swojego
pokoju, spojrzał na szatynkę. Stała w progu i obserwowała Krausiego z
niepokojem na twarzy. Najwidoczniej zaczynało do niej docierać do czego
doprowadziła.
Postanowił
podejść do niej i zaskoczył ją. Nie spodziewał się, że tak szybko wychwyci jego
dobry nastrój. Lubił gdy go analizowała. Wiedział, że nigdy jej się to nie uda,
a tylko ją zdenerwuje. Miała dość dziwny charakter i na pewno kryła jakąś
tajemnicę, ale szukał lepszego momentu by ją zdemaskować. Z resztą, tak czy
owak musiał znać ten sekret, a to siłą rzeczy musiało potrwać.
Gdy
zamknęła mu drzwi przed nosem, wydało mu się to takie jej. To jak się speszyła
pod jego wzrokiem. Fakt, miała niezłe nogi, ale to nadal ta sama Fletcher.
Chwilami zastanawiał się, co by było, gdyby udało mu się ją przelecieć wtedy w
pociągu. Czy może to wszystko wyglądałoby inaczej?
***
Na
śniadaniu miała wrażenie, że Marinus zdecydowanie się obraził. Ale co mogła
zrobić. Nie było sensu okłamywać go co do swoich uczuć, ze względu na szacunek
do jego osoby. Jako jedyny od razu zaufał jej umiejętnościom i nie dał się
zwieść blond kłakom. A teraz? Odrzuca go. Albo odsuwa. Chciała, by ich relacja
wróciła na dawne tory, ale miała świadomość, że to będzie bardzo trudne.
Wellinger
za to był w swoim żywiole. Urocza kelnereczka, a właściwie jej policzki,
płonęły od wysłuchiwania komplementów od młodego. Westchnęła ciężko. On nigdy
nie miał prawa wydorośleć i zrozumieć, że kobiety nie są rzeczami, mają uczucia
i to wielkie chamstwo oszukiwać je i ranić wyłącznie dla swojej przyjemności.
Nie
wytrzymała. Wzięła swój talerzy i filiżankę z kawą i podeszła do wolnego
krzesła obok Wellingera.
- Mogę? – spytała zszokowanego blondyna. Próbował coś z siebie
wydusić, ale nie dał rady. – Nie bądź taki zdziwiony mój drogi. Sam mówiłeś, że
powinnam się otworzyć. A ta urocza dziewczyna? Znowu czarujesz kobiety tekstami
na podryw i liczysz na numerek wieczorem? – klepnęła go po ramieniu.
- Anna! – warknął. Kelnerka odeszła zapowietrzona w kierunku
kolejnego stolika. – Co ty wprawiasz? – złapał ją za ramiona i lekko
potrząsnął.
- Zobacz jak to jest, jak nie dostajesz czegoś, czego pragniesz
w tej chwili. Ja tak mam całe życie – odparła sucho i wyrwała się z jego
uścisku.